Author Archives: janwaliszewski

Łowicz 1939

Dziś na moim blogu informacja niepolityczna: wieczorem oraz w dniu jutrzejszym w Łowiczu odbędzie się rekonstrukcja epizodów z bitwy nad Bzurą we wrześniu 1939 roku. Myślę, że to dobra okazja do pogłębienia wiedzy historycznej młodych ludzi. Bliższe informacje na stronie internetowej: http://www.um.lowicz.pl/serwis/index.php?id=1299 Osobiście wybieram się tam w dniu jutrzejszym z synami i Państwa także zachęcam…

Oblicza suwerenności

W ostatnich dniach z rynku amerykańskiego docierały sygnały o słabej kondycji wielu amerykańskich banków, obciążonych zbyt dużym odsetkiem złych kredytów, które banki z pogoni za zyskiem za wszelką cenę udzielały także w sytuacjach, gdy dochody kredytobiorców nie gwarantowały spłaty kredytu. Załamanie na rynku finansowym w poważny sposób zagroziło stabilności amerykańskiej gospodarki, a ekonomiści zaczęli prognozować, na ile sytuacja ta wpłynie na gospodarkę światową, a także na kondycję amerykańskich filii przedsiębiorstw obecnych na rynku polskim. W tym kontekście wymienia się najczęściej fundusz ubezpieczeniowy AIG, którego macierzysta firma ma ponoć poważne trudności finansowe.
W tej sytuacji administracja prezydenta Busha opracowała plan wsparcia sektora bankowego kwotą kilkuset miliardów dolarów w celu przywrócenia stabilności rynku finansowego. Rząd amerykański uznał potrzebę takich działań za niezbędny element ochrony interesów gospodarczych kraju.
Dalszy ciąg losów planów tej pomocy zależy mechanizmów podejmowania decyzji w zgodzie z amerykańskim prawem – w tych mechanizmach decyzyjnych biorą udział prezydent, Kongres USA i bank centralny.

Niewątpliwie z tego opisu sytuacji można wyprowadzić prosty wniosek o suwerenności amerykańskiej politykii: została dokonana ocena stanu gospodarki i stosownie do tej oceny podejmowane są działania. Jeżeli interwencjonizm państwowy zostanie uznany za potrzebny, to zostanie zrealizowany – w kraju, którego społeczeństwo szczyci się wolnością gospodarczą i jest przywiązane do zasad gospodarki wolnorynkowej. Na tym właśnie polega suwerenność państwa!

Trudno nie zestawić tej sytuacji z dramatyczną sytuacja polskiego przemysłu stoczniowego, który oczekuje na decyzje, które mają zapaść w Brukseli: albo przymusowa prywatyzacja na prawdopodobnie niekorzystnych dla polskiego państwa warunkach albo bankructwo stoczni wobec konieczności zwrotu pomocy publicznej. Tu również istnieje interes państwa polskiego i interes społeczny, nakazujący wspieranie tej trudnej do odbudowy gałęzi gospodarki. Różnica pomiędzy sytuacją polskiego przemysłu stoczniowego a amerykańskiego sektora bankowego polega na tym, że rząd amerykański jest suwerenny w podejmowaniu decyzji, a polski nie. Oczywiście, Stany Zjednoczone są światowym supermocarstwem, więc amerykańska suwerenność jest niemal absolutna, ale w przypadku Polski brak suwerenności po rozpadzie Związku Sowieckiego wynika z podporządkowania Unii Europejskiej. Sprawa stoczni nie jest możliwa do rozwiązania zgodnie z polskim interesem ze względu na nadrzędną rolę Komisji Europejskiej ponad decyzjami polskiego rządu. Na tym właśnie polega bardzo silne ograniczenie suwerenności Polski, co świetnie widać w zestawieniu ze wspomnianymi na wstępie decyzjami Amerykanów.

Czeka nas prawdopodobnie w najbliższym czasie drastyczna lekcja dokumentująca bardzo ograniczony zakres polskiej suwerenności. Rację mieli ci, którzy w manifestacjach ulicznych skandowali „wczoraj Moskwa, dziś Bruksela” myśląc o tych politykach, którzy nie potrafią myśleć w kategoriach polskiej suwerenności. Zadaniem Ruchu Narodowego jest dziś przeciwdziałanie wszelkimi dostępnymi środkami dalszemu ograniczeniu polskiej suwerenności, przede wszystkim poprzez sprzeciw wobec konstytucji europejskiej oraz poprzez obronę polskiej waluty, której zastąpienie przez euro spowoduje, że polska gospodarka będzie w dużej mierze kształtowana w Brukseli, a nie w Warszawie. Wciąż jest czas, aby nie dopuścić do tych bardzo szkodliwych dla Polski decyzji…

Przechył w jedną stronę

Niedawno prasa i media elektroniczne donosiły o przeprowadzeniu przez ABW przeszukania w jednej z wrocławskich firm, produkującej podobno repliki hitlerowskich odznak i medali. Przeszukanie było prowadzone pod kątem propagowania faszyzmu, co jak wiadomo jest zakazane przez prawo. Wspomniane odznaki miały być sprzedawane głównie do Niemiec, gdzie ze względu na przeszłość zakazane jest nie tylko propagowanie nazizmu, ale także produkcja i posiadanie symboli hitlerowskich.
Oczywiście, akcja ABW była jak najbardziej słuszna, po doświadczeniach zbrodni niemieckich z okresu II wojny światowej działanie takie nie budzi wątpliwości.  Przypomnieć należy, że członkowie Ruchu Narodowego (Stronnictwa Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego, Młodzieży Wszechpolskiej, Narodowych Sił Zbrojnych czy Narodowo-Ludowej Organizacji Wojskowej i innych) zapłacili w okresie wojny wysoką cenę za walkę z niemieckim najeźdźcą – cenę życia, ran, niewoli. Narodowcy, pomimo sprzeciwu wobec politycznej decyzji o wybuchu Powstania Warszawskiego, wzięli w nim udział. Czy więc warto zatrzymywać się nad wspomnianym na wstępie faktem związanym z działaniami ABW, skoro wszystko jest słuszne i w zasadzie nie budzące wątpliwości?

Przypomnijmy, co zapisane jest w Konstytucji RP:

Art. 13.Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.

Ten zapis prawny stosowany jest w Polsce wyjątkowo wybiórczo: nie przypominam sobie relacji medialnych dotyczących podobnych akcji ABW wobec producentów symboli komunistycznych, a przecież bez problemu można w Polsce kupić koszulki z podobiznami Che Guevary czy napisem „CCCP” bez wątpienia naruszającymi cytowany artykuł Konstytucji. Podobnie nie przypominam sobie żadnych informacji dotyczących prowadzenia śledztw odnośnie przynależności osób do tajnych organizacji, chociaż wiele osób z życia publicznego do takiej przynależności się przyznawało.

Dlaczego mamy taką praktykę działania organów państwa? Dlatego, że opinia społeczeństwa polskiego na temat hitleryzmu jest jednoznaczna i temat jest zamknięty w sensie historycznym. Inaczej ma się z komunizmem, gdzie w odróżnieniu od Niemców Sowieci przeznaczyli Polakom rolę do odegrania. Tę rolę odgrywała w PRL-u Polska Zjednoczona Partia Robotnicza wraz z organami bezpieczeństwa i ich tajnymi współpracownikami. W końcu lat 70-tych PZPR liczyła ok. 3 mln członków – część z nich kreowała ustrój zniewolenia, a inni przyjęli filozofię wygodnego życia (na miarę możliwości PRL-u, oczywiście). Stąd też zapewne wynika inna ocena komunizmu i nazizmu przez większość Polaków – zbyt wiele rodzin jest uwikłanych w dziedzictwo PRL-u.

Ja jednak czekam na dobrego newsa telewizyjnego o udanej akcji ABW-u likwidującej produkcję rozmaitych wspomnianych gadżetów nawiązujących do ideologii komunizmu, jak chociażby koszulek z Che Guevarą i innych… Póki co, cytowane zapisy konstytucji są jedynie wykorzystywane do walki z narodową prawicą, a niektórzy uczynili sobie z walki z domniemanym nazizmem w Polsce sposób na życie, jak chociażby Stowarzyszenie „Nigdy więcej”, którego działacze szkalują Naród Polski poprzez nieustanne wmawianie Polakom, że są społeczeństwem ziejącym agresją i nienawiścią do obcych.
Przypomnijmy ubiegłoroczny skandal po ujawnieniu, że na liście symboli zakazanych na stadionach przez Polski Związek Piłki Nożnej znalazł się „mieczyk Chrobrego” – znak Ruchu Narodowego, którego działacze ginęli w okresie wojny zarówno z rąk Niemców jak i bolszewików. Doradcami PZPN w tym zakresie byli lewacy z „Nigdy Więcej!”. Dotychczas nie został ujawniony aspekt finansowy tego doradztwa, choć truizmem jest twierdzić, że w piłce nożnej przepływają duże pieniądze.

W tym samym okresie lewactwo bezkarnie urządza seanse nienawiści wobec narodowej prawicy: warto przypomnieć demonstracje przed Ministerstwem Edukacji Narodowej, których uczestnicy skandowali: „Giertych do wora, wór do jeziora!” – skojarzenia z losem księdza Jerzego Popiełuszki są oczywiste. Nie słyszałem o jakichkolwiek reperkusjach prawnych tych zachowań, a szkoda. Ten drastyczny przykład pokazuje, że wspomniany zapis konstytucyjny służy jedynie do walki z przeciwnikami politycznymi z prawicy.

Stosując prawo w sposób wybiórczy państwo polskie nie może stawać się narzędziem w rękach lewackich propagandystów – oczekuję, że organy państwa będą w przyszłości wykorzystywać prawo do eliminowania recydywy komunizmu, nie zaś do szykanowania ugrupowań politycznych, które nie podzielają jedynie słusznego liberalnego widzenia świata.

Na to zgody być nie może!!!

Niech żyją kombatanci!

Mamy mieć film: o Westerplatte. Zawsze w myślach dotąd dodawaliśmy „o bohaterach z Westerplatte”. Kilka dni temu ujawniono scenariusz filmu „Tajemnica Westerplatte” i tych tajemnic ma wynikać, że żołnierze z Westerplatte bynajmniej bohaterami nie byli. Według scenariusza zaakceptowanego ponoć przez Izabelę Cywińską i Andrzeja Grabowskiego, obrońcy Westerplatte byli alkoholikami, wyczyniającymi w pijanymi widzie różne niegodne rzeczy, przy okazji broniąc się przed Niemcami. Ot, scenariusz na miarę takich produkcji jak „13 posterunek”, „Rodzina Kiepskich” czy „Psy” z zapowiadanym udziałem Bogusława Lindy, który z pewnością ubarwi film soczystymi przekleństwami.

Można by co najwyżej spojrzeć z niesmakiem na taką koncepcję scenariusza, gdyby był on osadzony w czysto fikcyjnej opowieści wojennej. Film ma opowiadać jednak o jednym z najbardziej znanych epizodów kampanii wrześniowej – historycy i członkowie bractw rekonstrukcyjnych biją na alarm podnosząc, że nie ma żadnych przekazów historycznych, które stawiałyby obrońców Westerplatte w złym świetle, co więcej w realiach ciągłych ataków niemieckich w okresie 7 dni obrony półwyspu, wydarzenia ze scenariusza nie miały by możliwości się wydarzyć.

W okresie PRL-u komuniści czynili wiele, aby odebrać Narodowi pamięć historyczną, nie zezwalając na obchodzenie ważnych świąt, ideologizując filmy i publikacje, eksponujące rzekomą przyjaźń polsko-sowiecką. Jednak dla twórców filmowych z tamtego okresu, tworzących filmy wojenne i historyczne, ambicją było dostarczenie przekazu patriotycznego pomimo wspomnianych ograniczeń – wystarczy odwołać się choćby do takich filmów jak „Hubal” czy „Westerplatte”. Okazuje się, że w wolnej Polsce dobrym pomysłem jest tworzenie „dzieł” powodujących destrukcję pamięci narodowej. Niestety, jest to ogólna prawidłowość współczesnej tak zwanej sztuki: warto zauważyć, że artystów (rzeźbiarzy, malarzy, architektów, …) z dawnych wieków, ze starożytności i średniowiecza znamy po upływie setek lat, gdyż pozostawione przez nich dzieła są dowodem ich wyjątkowego talentu i umiejętności. Coraz większa liczba „artystów” współczesności swój rozgłos wywodzi nie z talentu, ale z gotowości do możliwie spektakularnego uderzenia w tradycyjne wartości. Taki trend…

Pokolenie świadków wydarzeń II wojny światowej stoi nad grobem. Dzisiaj jeszcze ci ludzie mogą przemówić, dać świadectwo prawdzie, być głosem sprzeciwu wobec próby takiej manipulacji historycznej, na jaką zanosi się w „Tajemnicy Westerplatte”. Niech więc kombatanci żyją ciesząc się dobrym zdrowiem, bo kiedy ich zabraknie, kto wie, jakiego przekazu historycznego się doczekamy. Po blisko 70 latach od wybuchu II wojny światowej, Niemcy przystąpili do rewizji swojej pamięci historycznej, zastępując niemieckie zbrodnie wojenne pamięcią o „wypędzeniach”. Wygląda na to, że w ramach szerokiej współpracy europejskiej Polacy zechcą zastąpić pamięć o swoich bohaterach wyimaginowanymi opowieściami o zdrajcach i tchórzach. Używając modnego słowa: „będzie kompatybilnie”.

Przy okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego wiele osób wskazywało, że po upadku komunizmu w Polsce nie powstał żaden istotny film odnoszący się do Powstania. Może to i dobrze, że nie powstał, bo boję się pomyśleć, co byśmy na ekranie zobaczyli.

Nie oczekuję prezentacji prawdy historycznej w wydaniu ultraheroicznym, ale elementarne poczucie odpowiedzialności powinno trzymać twórców z dala od manipulacji przeszłością. W obliczu kształtowania przez media elektroniczne świadomości młodego pokolenia, pomysły takie jak opisany przypadek są szczególnie groźne.

Madonna z Jasnej Góry

Dziś przypada Święto Matki Bożej Częstochowskiej, chyba najbardziej znane polskie święto maryjne. Jak co roku na błoniach przed klasztorem staną rzesze pielgrzymów, aby dziękować Maryi za otrzymane łaski i polecać się opiece. Pamięć z zeszłych lat przywołuje także spotkania pielgrzymów z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, zwłaszcza to z pierwszej pielgrzymki papieskiej w 1979 roku, w którym w ten dzień uczestniczyłem. I oczywiście przewodnim skojarzeniem jest obraz Madonny Częstochowskiej. Właśnie – Madonny… W zeszłym tygodniu media (głównie stacje radiowe) celebrowały 50-te urodziny niejakiej „Madonny” – skandalizującej amerykańskiej piosenkarki, budującej swój wizerunek na wulgarnych prowokacjach obrażających uczucia religijne katolików. Jeżdżę samochodem, słuchając radia, więc po kolejnej audycji odnoszącej się do wspomnianej okoliczności zadałem wyszukiwarce Google hasło „Madonna” i niestety, zgodnie z moim przeczuciem stwierdziłem, że wyniki wyszukiwania bynajmniej nie dotyczą Pani Jasnogórskiej, lecz wspomnianej „gwiazdy”. Dobrze, że gdzieniegdzie wyszukiwarka zwraca informacje, że określenie „Madonna” dotyczy również Matki Jezusa.
Tym sposobem doszliśmy do stanu, w którym przywołane nie bez powodu na początku skojarzenia z obchodami maryjnego święta, nie muszą być skojarzeniami sporej części młodego pokolenia. Obawiam się, że hipotetyczna ankieta odwołująca się do skojarzeń ze słowem „Madonna” wśród młodych ludzi może dać wyniki podobne jak te z wyszukiwarki. No, ale może jestem pesymistą, oby…
Nigdy nie kupię płyty owej amerykańskiej „Madonny” – niezależnie od takich czy innych wartości estetycznych tej muzyki nie będę wspierał biznesu, który służy robieniu pieniędzy na znieważaniu wszystkiego tego, co najświętsze dla ludzi wierzących. Dziś polecę w modlitwie siebie i swoją rodzinę tej prawdziwej Madonnie, Pani z Jasnej Góry.

Po co mi ten blog?

Witam wszystkich, którzy trafili do moją stronę – przyjaciół, przeciwników i po prostu czytelników!

Podejmując decyzję o założeniu bloga, trzeba najpierw odpowiedzieć sobie na pytanie, co się chce osiągnąć. Przed wielu laty zaangażowałem się w działalność polityczną (choć o tym napiszę kiedy indziej), stąd na pewnym etapie wynika konieczność prezentowania swoich poglądów publicznie. Oprócz polityki, moja droga życiowa, a w szczególności wykształcenie techniczne i doświadczenie prowadzenia własnej działalności gospodarczej powodują zainteresowanie taką tematyką jak nowoczesne technologie i zagadnienia gospodarcze. Te zagadnienia będą z pewnością obecne na moim blogu, stąd też kategoria „blog polityczny” będzie stanowiła drogowskaz, lecz bynajmniej nie stanowi ograniczenia.
Blogi stają się miejscem wandalizmu i chamstwa, stąd też zdecydowałem się na dopuszczanie komentarzy jedynie zalogowanych użytkowników: masz ochotę na ostrą wypowiedź, miej odwagę się pod nią podpisać!

I tyle wstępu, mam nadzieję, że pomimo dużej ilości obowiązków uda mi się utrzymać rozsądne tempo zamieszczania artykułów na blogu – zapraszam!