Category Archives: Klub imienia Romana Dmowskiego

80 lat po „krwawej niedzieli”

Łódź, dnia 2023.07.10

W 80 rocznicę „krwawej niedzieli” 11 lipca 1943 roku, stanowiącej apogeum ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców na ludności polskiej, zamieszkującej Wołyń i Małopolskę Wschodnią, składamy hołd pomordowanym i otaczamy ich modlitwą. Oczekujemy od rządu polskiego oraz parlamentu realnych działań na rzecz wyegzekwowania od strony ukraińskiej zgody na ekshumacje pomordowanych i zapewnienia im chrześcijańskiego pogrzebu. Jesteśmy przeciwni fałszywemu pojednaniu w warunkach, kiedy ze strony ukraińskiej nie ma wyznania winy i trwa gloryfikacja nacjonalistów z OUN-UPA na czele ze Stefanem Banderą i Romanem Szuchewyczem. Państwo ukraińskie jako swoją tożsamość historyczną przybiera dziedzictwo ideologii totalitarnej, obciążonej ludobójstwem i jednoznacznie antypolskie.

W istniejących warunkach pomoc polityczna, wojskowa i ekonomiczna państwa polskiego dla Ukrainy powinna być uwarunkowana zgodą władz ukraińskich na ekshumacje i pochówek ofiar ludobójstwa, wskazaniem winnych oraz zaprzestaniem gloryfikacji banderyzmu.

Po 80 latach od „krwawej niedzieli” pamięć o ofiarach ukraińskiego nacjonalizmu stanowi punkt centralny polskiej pamięci historycznej. Z oburzeniem stwierdzamy, że najbardziej wytrwali działacze organizacji kresowych, domagający się prawdy o ludobójstwie na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej, są poddawani szykanom i represjom.

Polska polityka wschodnia powinna reprezentować polską rację stanu, do której dziś należy zapewnienie, aby państwowość ukraińska nie była budowana na antypolskiej ideologii. Żadne poczucie potencjalnego zagrożenia ze strony państwa rosyjskiego nie uzasadnia irracjonalnego ignorowania przez rząd opisanych faktów.

Mamy przekonanie, że konsekwentne blokowanie przez stronę ukraińską ekshumacji pomordowanych będzie trwało tak długo, dopóki będą żyli ostatni świadkowie ludobójstwa ze strony polskiej i ostatni sprawcy mordów, których można by postawić przed sądami. Ostatecznym efektem będzie niemożność udokumentowania miejsc zbrodni i faktyczne zdjęcie winy ze sprawców ludobójstwa. Na to zgody być nie może!

Pamięć o ofiarach ukraińskich nacjonalistów poniesiemy w następne pokolenia.

Jan Waliszewski – Klub imienia Romana Dmowskiego, Akcja Narodowa

Kamil Klimczak – Klub imienia Romana Dmowskiego,

Radosław Kędzia – Konfederacja Korony Polskiej

Marcin Mróz – Konfederacja Korony Polskiej

Józef Struszczyk – Konfederacja Korony Polskiej

Michał Radzikowski – Klub Myśli Polskiej

Jan Szałowski – niezależny publicysta

Mirosław Orzechowski – Katolicki Klub imienia Świętego Wojciecha

Tadeusz Stefanowski

Czołgi z lamusa

Od pewnego czasu media żywo komentują informacje o tym, że Rosja wyciąga z rezerw mające kilkadziesiąt lat czołgi T-54 oraz T-55. Większość komentarzy jest utrzymanych w tonie radosnym i prześmiewczym, bowiem przyzwyczailiśmy się tego, że w walkach na froncie rosyjsko-ukraińskim biorą udział pojazdy wojskowe, o których możemy sądzić, że należą raczej do współczesnej techniki militarnej. Warto zastanowić się jakie są mechanizmy utrzymywania rezerw tak sędziwego uzbrojenia.

W czasach „zimnej wojny” Związek Sowiecki wraz z podporządkowanymi sobie państwami Układu Warszawskiego dysponował ogromnym potencjałem militarnym, szczególności w zakresie broni pancernej. Doświadczenia II wojny światowej, a w szczególności zmagania niemiecko-sowieckie na froncie wschodnim dowiodły, że armia dysponująca gorszym technicznie uzbrojeniem, ale posiadająca je w dużej ilości (wraz z odpowiednią liczbą żołnierzy) może pokonać armię lepiej wyposażoną technicznie, ale dysponującą mniejszymi zasobami. W kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej historycy wojskowości dość zgodnie twierdzą, że niemiecka technika wojskowa, zarówno w zakresie broni pancernej jak i w mniejszym stopniu broni lotniczej, górowała nad techniką sowiecką jak i aliantów zachodnich. I tak – niemieckie czołgi Tygrys górowały nad sowieckimi T-34 i amerykańskimi Shermanami, podobnie to Niemcy jako pierwsi wprowadzili do walki samoloty wojskowe z napędem odrzutowym. Ale to Sowieci mimo dużych strat zatrzymali niemiecką ofensywę pancerną w bitwie na Łuku Kurskim, bo czołgów T-34 było więcej niż Tygrysów, a alianckie naloty bombowe dewastowały zachodnią część Niemiec, bo alianci byli w stanie wyprodukować więcej samolotów niż Niemcy. W maju 1945 roku na ruinach Berlina powiewały czerwone flagi, gdyż to Sowieci zdołali zalać front wschodni masą sprzętu wojskowego (gorszej jakości niż niemiecki) i masą żołnierzy, których życia nikt nie myślał oszczędzać. Skuteczność takiej metody prowadzenia wojny skłoniła kolejnych przywódców sowieckich do utrzymywania po II wojnie światowej ogromnych sił pancernych, które dawały im szansę na rozstrzygnięcie ewentualnej wojny na swoją korzyść tak długo, jak długo obydwa bloki wojskowe (NATO i Układ Warszawski) posługiwały się bronią konwencjonalną. Po upadku Związku Sowieckiego państwo rosyjskie odziedziczyło zasoby militarne, które z czasem przybrały postać zakonserwowanych składów uzbrojenia, w tym czołgów, których w aktualnej sytuacji politycznej nie utrzymywano już w linii zarówno dlatego, że stawały się przestarzałe jak i ich utrzymanie było ekonomicznie nieuzasadnione.

Czy jednak postsowieckie skanseny pancerne są czymś unikalnym w skali świata? W tej postaci w jakiej występują, czyli rezerwy kilkunastu tysięcy czołgów starszych typów – z pewnością tak. Natomiast po drugiej stronie oceanu (wszystko jedno czy mówimy o Atlantyku czy Pacyfiku) podobne skanseny sprzętu wojskowego posiadają również Stany Zjednoczone. W przypadku Stanów Zjednoczonych najważniejszym rodzajem sił zbrojnych jest lotnictwo, odgrywające w amerykańskiej doktrynie wojskowej podobną rolę jak broń pancerna w doktrynie sowieckiej. Z podobnych powodów, dla których w Rosji istnieją bazy zakonserwowanych czołgów, w Stanach Zjednoczonych istnieje baza wycofanych z użytku samolotów wojskowych i cywilnych w okolicach Tucson w stanie Arizona. Znajduje się tam kilka tysięcy samolotów, z których przynajmniej część jest utrzymywana w stanie, w którym potencjalnie mogłyby być przywrócone do użytkowania.

Czemu więc obydwa państwa rywalizujące ze sobą w okresie „zimnej wojny” przechowują rezerwy przestarzałego uzbrojenia, którego przywracanie do działania może budzić rechot publiczności? Przytoczone poprzednio doświadczenia z okresu II wojny światowej pokazują, że zwycięzcą konfliktu zbrojnego zostaje niekoniecznie ta strona, która ma nowocześniejsze uzbrojenie, ale ta której zasoby wystarczą do końca konfliktu po tym, kiedy najważniejsze i najnowocześniejsze środki walki ulegną zniszczeniu.

W konkretnym przypadku wojny rosyjsko-ukraińskiej nie wiemy jak długo państwa NATO będą gotowe finansować armię ukraińską. Jeżeli dzisiaj czytamy, że Ukraina „kupuje” takie czy inne uzbrojenie to należy pamiętać, że miała ona reputację państwa ekonomicznie upadłego na długo przed rozpoczęciem tej wojny. Tak więc z pewnością istnieje granica finansowania armii ukraińskiej przez państwa zachodnie (w tym Polskę), poza którą obie walczące strony będą dysponowały tylko własnym potencjałem bojowym. W tej kalkulacji będzie liczyć się, ile pojazdów bojowych zostanie każdej ze stron. Wrogi czołg sprzed kilkudziesięciu lat pozostaje śmiertelnie niebezpieczny dla tej strony, której własnych czołgów lub amunicji zabraknie. Warto o tym pamiętać, kiedy czytamy prześmiewcze komentarze o pojawianie się w tej wojnie sprzętu bojowego, który lata chwały ma już dawno za sobą.

Jan Waliszewski

marzec 2023

Tekst ukazał się pierwotnie w kwietniowym numerze „Chrobrego Szlaku”

W setną rocznicę III powstania śląskiego

W setną rocznicę wybuchu III powstania śląskiego delegacja Klubu imienia Romana Dmowskiego złożyła kwiaty pod tablicą pamiątkową przy Placu Wolności w Łodzi. Wydarzenia z naszej przeszłości godne zachowania w pamięci zazwyczaj mają wpływ na myślenie współczesnych pokoleń – jeżeli tak nie jest, pozostają jedynie pustym rytuałem.

Pamięć o powstaniach śląskich, których skutkiem było ukształtowanie ważnego odcinka granicy z Niemcami, jest dziś ważna w kontekście współczesnej polityki zagranicznej państwa polskiego, która jednostronnie ukierunkowana jest prawie wyłącznie na możliwe zagrożenia ze strony rosyjskiej. Po wejściu Polski do NATO i Unii Europejskiej nastąpił realny zanik dyskusji w polskiej polityce o istnieniu po stronie niemieckiej dążeń sprzecznych z polską racją stanu. Niemcy zostały opatrzone przez polskie elity polityczne etykietką sojusznika, a jak wiadomo sojusznikom nie wypada wypominać niecnych zamiarów.

Co jakiś czas opinia publiczna w Polsce dowiaduje się jednak o działaniach owego sojusznika, które wobec wspomnianego wyciszenia dyskusji na temat kierunków polityki niemieckiej wobec Polski, mogą się wydawać niezrozumiałe. I tak dyskusja w Polsce na temat gazociągu Nord Stream 2 dotyczy prowadzona jest wyłącznie w kontekście priorytetów polityki rosyjskiej (zazwyczaj z obowiązkowym podkreśleniem agresywności tej polityki) ze słabym akcentowaniem, że jest to wspólne przedsięwzięcie rosyjsko-niemieckie. Media nie przypominają już, że były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder w niezwykły sposób odnalazł się biznesowo w przedsięwzięciu Nord Stream 2 po zakończeniu pełnienia urzędu, a korzenie pomysłu pt. Nord Stream 2 sięgają samego szczytu niemieckiej polityki.

W podobnie mało czytelny sposób opinia publiczna w Polsce otrzymuje informacje na temat wykupienia Polska Presse przez Orlen. Kontrowersje na ten temat przedstawiane są zazwyczaj jako dążenie do zawłaszczenia przez obóz rządzący przestrzeni medialnej, w czym jest sporo prawdy, natomiast istotą wzbudzanych emocji jest utrata przez stronę niemiecką dominującej pozycji na rynku prasowym w Polsce.

W ciągu ponad 30 lat od upadku komunizmu Polacy byli nauczani przez media oraz większość elit politycznych, że kapitał nie ma narodowości, a gdyby jednak miał, to wszystko załatwi niewidzialna ręka rynku. Istotnie: z faktu, że firma medialna (stacja telewizyjna, gazeta) posiada zagranicznego właściciela zazwyczaj nie wynikają reguły „ręcznego sterowania” w odniesieniu do zagadnień politycznych. Znacznie częściej są to trwające latami procesy budowania sympatii dla określonych koncepcji i środowisk politycznych i antypatii dla innych wśród odbiorców treści. W długim przedziale czasu taki wpływ mediów na opinię publiczną jest jednak bardzo skuteczny.

Bywa jednak i tak, że sprawy przybierają mniej zawoalowany charakter. Kilkanaście lat temu jeden z dziennikarzy katolickiego miesięcznika użył określenia „polskojęzyczny” w odniesieniu do jednego z dzienników wydawanych przez wspomniane wydawnictwo Polska Presse. Po kilku dniach od ukazania się numeru miesięcznika ze wspomnianym artykułem drukarnia należąca do Polska Presse wypowiedziała umowę druku z argumentacją, że czasopismo ma charakter antyniemiecki – w konsekwencji przez kilka następnych lat miesięcznik był drukowany w odległym mieście.

W swojej działalności zawodowej miałem również zderzenie z dużą niemiecką korporacją, kiedy przedstawiono mi „propozycję nie do odrzucenia” sprzedaży zarejestrowanego przeze mnie znaku towarowego za ułamek jego realnej wartości, najlepiej w ciągu kilku dni i na bardzo restrykcyjnych warunkach. Obrona własnego znaku towarowego kosztowała sporo czasu, pieniędzy i toczyła się również na sali sądowej.

Poza płaszczyzną polityczną i gospodarczą stosunki polsko-niemieckie obciążone są również nierównoprawnością w traktowaniu mniejszości niemieckiej w Polsce i Polaków w Niemczech. Widać to chociażby w polskiej ordynacji wyborczej, w której przedstawiciel mniejszości niemieckiej nie musi przekraczać progu 5% i zawsze zasiada w polskim Sejmie. Z kolei Polacy w Niemczech nie mogą liczyć na status mniejszości narodowej, a dzieci z rodzin polskich lub polsko-niemieckich mieszkające w Niemczech są nękane przez tamtejsze Jugendamty. Niestety, od roku zabrakło mecenasa Stefana Hambury, który z dużą determinacją działał na rzecz Polaków w Niemczech.

Współczesna polska polityka zagraniczna jest prawie całkowicie skoncentrowana na kierunku wschodnim. Nie wchodząc w szczegóły można założyć, że Rosjanom nie oddamy ani guzika jak zapowiadał niegdyś marszałek Rydz-Śmigły. Ten sposób myślenia o polityce przypomina niegdysiejszą politykę wschodnią z czasów II RP i wypada przypomnieć, że zakończyła się ona w dniu 1 września 1939 roku atakiem ze strony Niemiec, do których przyłączył się Związek Sowiecki a nie odwrotnie.

Pomimo uczestnictwa Polski i Niemiec w tym samym pakcie wojskowym i tej samej organizacji politycznej sprzeczności interesów wynikają po prostu z położenia geopolitycznego obydwu krajów. Mam wrażenie, że przez ostatnich 30 lat to położenie opisane hasłowo tytułem książki Dmowskiego „Niemcy, Rosja i kwestia polska” przestało być analizowane przez polską klasę polityczną. Od początku powstania państwa polskiego graniczymy ze zmieniającymi się formami państwowości niemieckiej i powinniśmy kierunek zachodni polityki polskiej traktować nie mniej poważnie niż politykę wschodnią. Co więcej, wchodzi w życie nowe pokolenie działaczy politycznych zdolne myśleć o polityce jedynie w kategoriach zagrożenia ze wschodu, niezdolne do rozumienia uwarunkowań geopolitycznych w pełnym wymiarze.

Polityka polska powinna dążyć do utrzymania dobrych stosunków z naszymi zachodnimi sąsiadami, nie tracąc z pola widzenia faktu, że państwo polskie jest dla Niemiec naturalnym ograniczeniem rozwoju na wschodzie. Przezwyciężenie tych ograniczeń może stanowić pokusę dla niemieckiej polityki również w przyszłości i tak można odczytywać niemieckie zaangażowanie w projekt Nord Stream 2.

Jednostronne skoncentrowanie polityki polskiej na kierunku wschodnim daje stronie niemieckiej zielone światło dla realizacji celów ekspansji gospodarczej w Polsce w zakresie wykraczającym poza obustronnie korzystną współpracę. Przytoczony wcześniej stan wieloletniej niemieckiej dominacji medialnej w Polsce jest tego jaskrawym przykładem.

Składając kwiaty pod tablicą poświęconą powstańcom śląskim warto pomyśleć o sprawach, za które oni oddali swoje życie.

Jan Waliszewski

Przeciwko wycince drzew przy ul. Zelwerowicza

Łódź, dnia 2018.09.04

Zarząd Zieleni Miejskiej

94-303 Łódź, ul. Konstantynowska 8/10

Przedstawiciele Komitetu Wyborczego Wyborców Akcja Narodowa zamieszkali w dzielnicy Radiostacja wyrażają swój sprzeciw wobec wycinki drzew przy ul. Zelwerowicza w Łodzi. Jednym z podstawowych walorów cenionych przez mieszkańców dzielnicy Radiostacja jest obfita zieleń, wyróżniająca tę część miasta spośród wielu innych, stwarzająca dobre warunki do życia i wypoczynku. Możliwość mieszkania w scenerii zielonego środowiska jest powodem do satysfakcji wyrażanej przez mieszkańców w rozmowach prywatnych.

Rozpoczęta w dniu wczorajszym wycinka drzew, mająca wg doniesień prasowych masowy charakter, obejmująca kilkadziesiąt drzew, jest barbarzyństwem dokonywanym na zasobach zielonych dzielnicy, odbierająca mieszkańcom poczucie zadowolenia z warunków, w których zamieszkują. Masowa wycinka kilkudziesięciu drzew nie może być rozumiana jako jakakolwiek metoda konserwacji zieleni miejskiej.

Domagamy się niezwłocznego wstrzymania prac związanych z wycinką drzew przy ulicy Zelwerowicza i wycofania pozwolenia na ich ścięcie.

 

Jan Waliszewski,

Anna Smolińska,

Adam Smoliński,

Tomasz Sobczak

Oświadczenie członków Klubu imienia Romana Dmowskiego

Łódź, dnia 2017.07.27.

W związku z trwającymi od około 2 lat szykanami ze strony osób kierujących Ruchem Narodowym w Łodzi wobec członków Ruchu Narodowego, należącymi do Klubu imienia Romana Dmowskiego niniejszym rezygnujemy z członkostwa w partii Ruch Narodowy.
Istotą sytuacji, która w ciągu ostatnich miesięcy podlegała eskalacji, było odmawianie członkom Klubu prawa do działań podejmowanych zarówno pod szyldem Ruchu Narodowego jak i pod szyldem Klubu imienia Romana Dmowskiego, który w absurdalny i niezgodny z naszymi intencjami sposób był postrzegany jako konkurencja dla RN. Nakładane na członków Klubu imienia Romana Dmowskiego restrykcje pochodziły ze strony osób, które same nie prowadziły żadnej publicznej działalności na rzecz promocji Ruchu Narodowego w Łodzi. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest całkowita nieobecność Ruchu Narodowego w mediach od podjęcia w lutym 2017 roku przez pełnomocnika RN na województwo łódzkie Macieja Migusa decyzji zakazującej używania członkom Klubu logo RN w wystąpieniach publicznych (tzw. „edykt walentynkowy”) oraz postępujący rozkład organizacyjny Ruchu Narodowego w Łodzi, objawiający się m.in. zmniejszaniem liczby członków. Nie akceptujemy przywództwa politycznego ze strony osób nie posiadających wystarczającej odwagi cywilnej, aby publicznie prezentować opinie, postrzegane przez część społeczeństwa jako kontrowersyjne.
W lutym 2016 roku skierowaliśmy pismo do Zarządu Głównego Ruchu Narodowego, w którym zawarliśmy naszą krytyczną ocenę sytuacji, prosząc jednocześnie o zmianę pełnomocnika RN na województwo łódzkie. Brak reakcji ze strony władz centralnych RN spowodował dalsze pogłębianie się negatywnych tendencji. Osoby kierujące obecnie Ruchem Narodowym w Łodzi są odpowiedzialne za doprowadzenie do zniszczenia partii w województwie. Ruch Narodowy oceniamy jako budzącą nadzieje koncepcję polityczną z fatalną realizacją, szczególnie widzianą z łódzkiej perspektywy.
Jako członkowie Klubu imienia Romana Dmowskiego od wielu miesięcy realizujemy pomysły, które w naszym zamiarze miały być pierwotnie realizowane w ramach Ruchu Narodowego. W tym okresie stworzyliśmy rozpoznawalne na łódzkiej prawicy środowisko prezentując swoje stanowisko w wielu sprawach, w których jak sądziliśmy powinna wypowiadać się przede wszystkim partia polityczna. Od roku wydajemy również internetowe czasopismo „Chrobry Szlak”, również konsekwentnie bojkotowane przez osoby kierujące łódzkim RN.
Pozostajemy narodowcami: niektóre z podpisanych osób włączyły się w działalność obozu narodowego zanim osoby, które odmawiają nam prawa do działania w imieniu RN, pomyślały w swoim życiu o jakiejkolwiek działalności politycznej. Naszą dalszą pracę polityczną i społeczną będziemy kontynuować w ramach Klubu imienia Romana Dmowskiego.

Czołem Wielkiej Polsce!

Jan Waliszewski, Łódź

Grzegorz Lobka, Konstantynów Łódzki

Jarosław Rokita, Łódź

Krzysztof Persowski, Łęczyca