Author Archives: janwaliszewski

Wybory samorządowe w Łodzi

Szanowni Państwo,w dniu dzisiejszym zostałem kandydatem Komitetu Wyborczego Wyborców Akcja Narodowa na urząd prezydenta Łodzi. Jestem również kandydatem do Rady Miejskiej w Łodzi w okręgu nr 6 (Śródmieście).

Kto nie chce wygrać wyborów?

Przedwyborcza gorączka wchodzi w apogeum. Niejednokrotnie w Polsce wybory miały charakter wybitnie plebiscytowy, do których komitety wyborcze starały się zmobilizować swoich wyborców w każdy możliwy sposób. Chyba najsłynniejszym plebiscytem wyborczym były wybory w dniu 4 czerwca 1989 roku, ale tam wynik wyborczy był przede wszystkim manifestacją wolnościowych dążeń większości społeczeństwa.

Dzisiaj naprzeciw siebie stają dwa główne obozy, zahartowane w wieloletniej wzajemnej nienawiści, których liderzy dobrze rozumieją stawkę, o którą walczą: dla jednych jest to wyjście z długiego okresu politycznej niemożności, która wypala zawodowych polityków, dla drugich utrzymanie władzy, a być może uniknięcie politycznych i karnych rozliczeń wynikających z wydarzeń ostatnich lat.

Z wymienionych powodów kampania wyborcza jest wyjątkowo zaciekła, co widać choćby po niezwykłej ilości banerów, które kandydaci wieszają w każdym dostępnym miejscu. Warto więc przyjrzeć się skuteczności podejmowanych przez poszczególne komitety wyborcze wysiłków na rzecz osiągnięcia najlepszego wyniku wyborczego, który zapewni zwycięstwo, a w przypadku mniejszych komitetów mobilizację elektoratu na kolejne kampanie wyborcze.

Z publicystycznego punktu widzenia szczególnie ciekawe jest obserwowanie tych działań komitetów wyborczych, które z dużym prawdopodobieństwem stanowią potknięcia w kampanii wyborczej i mogą stanowić o osiągnięciu słabszego wyniku.

Recenzję takich działań wypada rozpocząć od Koalicji Obywatelskiej, która w niedzielę 1 października 2023 roku zmobilizowała swoich zwolenników tzw. Marszem Miliona Serc. Aktualne sondaże przedwyborcze sugerują, że połączone komitety wyborcze opozycji nie będą posiadać większości w przyszłym parlamencie. Wobec faktu, że głównym spoiwem opozycji jest dążenie do obalenia rządów Prawa i Sprawiedliwości, naturalnym pomysłem na 2 tygodnie przed wyborami byłoby przyciągnięcie do głosowania zniechęconych wyborców Zjednoczonej Prawicy z poprzednich wyborów. Nie da się tego jednak zrealizować wymachując na warszawskim marszu tęczowymi flagami i głosząc postulaty proaborcyjne. Oczywiście sztaby wyborcze największych partii posługują się w kampanii wyborczej wykonywanymi na zamówienie badaniami opinii publicznej, ale czy zawsze wyciągają z nich właściwe wnioski? Osobiście znam sporo osób, które są przeciwnikami rządów Prawa i Sprawiedliwości, choć w przeszłości głosowały na tę partię, jednak postulaty opozycji takie jak legalizacja aborcji czy tzw. „małżeństw” homoseksualnych wyklucza w ich przypadku możliwość głosowania na komitet opozycji posługując się logiką mniejszego zła. W szczególności sam pomysł ogłoszony w Koalicji Obywatelskiej, że warunkiem obecności na listach wyborczych tego komitetu jest deklaracja poparcia dla legalizacji aborcji, wyklucza z możliwości głosowania na tę listę osób, które deklarują się jako katolicy jak również innych osób, które powyższe pomysły traktują z obrzydzeniem.

Po kruchym lodzie (nawet o tej porze roku) stąpają również komitety wyborcze, które wybrały ścieżkę koalicyjnego komitetu wyborczego, gdyż w myśl ordynacji wyborczej muszą przekroczyć próg 8% głosów w skali kraju, aby uczestniczyć w podziale mandatów. Taki status ma dzisiaj Trzecia Droga, czyli połączone siły Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polski 2050. W przeszłości niejednokrotnie zdarzało się, że koalicyjny komitet wyborczy stawał się przysłowiowym gwoździem do trumny w wielu przypadkach: można przypomnieć chociażby los Zjednoczonej Lewicy, która w wyborach 2015 roku nie przekroczyła progu wyborczego, osiągając wynik 7,55%.

Prawo i Sprawiedliwość mobilizuje wyborców kampanią antyimigracyjną wszechobecną w mediach publicznych. Dla wielu Polaków ta kampania medialna daje się jednak w łatwy sposób skonfrontować z rzeczywistością, w której na polskich ulicach widać dziś ogromną liczbę kolorowych, a język ukraiński stał się obok polskiego drugim językiem ulicy. Za rządów Zjednoczonej Prawicy Polska utraciła swój monoetniczny charakter i kampania antyimigracyjna przez wielu wyborców będzie odbierana jako wyraz hipokryzji.

I wreszcie pora napisać kilka słów o Konfederacji, której listy wyborcze zostały utworzone w sposób odmienny od pozostałych komitetów wyborczych. Przyglądając się listom innych liczących się w rywalizacji komitetów można zobaczyć logikę, w której listy zapełnia się przedstawicielami poszczególnych środowisk politycznych czy stowarzyszeń popierających listę. Oczekiwany jest efekt synergii, wynikający z mobilizacji każdego ze środowisk i grup wyborczych, których przedstawiciel znajduje się na liście i ten sprawdzony mechanizm na ogół przynosi korzystne wyniki w głosowaniu.

Konfederacja poszła inną drogą: z większości list w okręgach wycięci zostali wszyscy kandydaci (może lepiej powiedzieć: kandydaci na kandydatów), którzy mogliby prowadzić własną aktywność zagrażającą wynikom nominatów partyjnych z pierwszych trzech miejsc na liście. Widocznym efektem takiego sposobu doboru kandydatów jest postępujący spadek notowań Konfederacji w sondażach.

Środowiska tworzące Konfederację na ogół reprezentowały tradycję antykomunistyczną (chociażby poprzez kult żołnierzy podziemia antykomunistycznego, Marsz Niepodległości czy niegdysiejszy łódzki marsz Idzie Antykomuna) i antysystemową narrację w przestrzeni publicznej. Tym bardziej dziwi fakt, że na liście Konfederacji znalazł się kandydat, który był współpracownikiem wywiadu PRL, a w dalszej części kariery zawodowej był wiceprezydentem Łodzi, zarządzanej przez Hannę Zdanowską z PO. Tym kandydatem jest Ireneusz Jabłoński, kandydujący w okręgu 11 z Sieradza. Jak widać, z tą antysystemowością różnie bywa.

Jak widać komitety wyborcze różnie interpretują swoje interesy, choć postronni obserwatorzy wiele podejmowanych przez nie działań opisują jako działania przeciwskuteczne z punktu widzenia osiągnięcia maksymalnego wyniku wyborczego. Nie zapominajmy jednak, że z loży obserwatora na ogół lepiej widać.

Jan Waliszewski, 2023.10.01

Tekst ukazał się 79 numerze miesięcznika „Chrobry Szlak”

80 lat po „krwawej niedzieli”

Łódź, dnia 2023.07.10

W 80 rocznicę „krwawej niedzieli” 11 lipca 1943 roku, stanowiącej apogeum ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców na ludności polskiej, zamieszkującej Wołyń i Małopolskę Wschodnią, składamy hołd pomordowanym i otaczamy ich modlitwą. Oczekujemy od rządu polskiego oraz parlamentu realnych działań na rzecz wyegzekwowania od strony ukraińskiej zgody na ekshumacje pomordowanych i zapewnienia im chrześcijańskiego pogrzebu. Jesteśmy przeciwni fałszywemu pojednaniu w warunkach, kiedy ze strony ukraińskiej nie ma wyznania winy i trwa gloryfikacja nacjonalistów z OUN-UPA na czele ze Stefanem Banderą i Romanem Szuchewyczem. Państwo ukraińskie jako swoją tożsamość historyczną przybiera dziedzictwo ideologii totalitarnej, obciążonej ludobójstwem i jednoznacznie antypolskie.

W istniejących warunkach pomoc polityczna, wojskowa i ekonomiczna państwa polskiego dla Ukrainy powinna być uwarunkowana zgodą władz ukraińskich na ekshumacje i pochówek ofiar ludobójstwa, wskazaniem winnych oraz zaprzestaniem gloryfikacji banderyzmu.

Po 80 latach od „krwawej niedzieli” pamięć o ofiarach ukraińskiego nacjonalizmu stanowi punkt centralny polskiej pamięci historycznej. Z oburzeniem stwierdzamy, że najbardziej wytrwali działacze organizacji kresowych, domagający się prawdy o ludobójstwie na Wołyniu i Małopolsce Wschodniej, są poddawani szykanom i represjom.

Polska polityka wschodnia powinna reprezentować polską rację stanu, do której dziś należy zapewnienie, aby państwowość ukraińska nie była budowana na antypolskiej ideologii. Żadne poczucie potencjalnego zagrożenia ze strony państwa rosyjskiego nie uzasadnia irracjonalnego ignorowania przez rząd opisanych faktów.

Mamy przekonanie, że konsekwentne blokowanie przez stronę ukraińską ekshumacji pomordowanych będzie trwało tak długo, dopóki będą żyli ostatni świadkowie ludobójstwa ze strony polskiej i ostatni sprawcy mordów, których można by postawić przed sądami. Ostatecznym efektem będzie niemożność udokumentowania miejsc zbrodni i faktyczne zdjęcie winy ze sprawców ludobójstwa. Na to zgody być nie może!

Pamięć o ofiarach ukraińskich nacjonalistów poniesiemy w następne pokolenia.

Jan Waliszewski – Klub imienia Romana Dmowskiego, Akcja Narodowa

Kamil Klimczak – Klub imienia Romana Dmowskiego,

Radosław Kędzia – Konfederacja Korony Polskiej

Marcin Mróz – Konfederacja Korony Polskiej

Józef Struszczyk – Konfederacja Korony Polskiej

Michał Radzikowski – Klub Myśli Polskiej

Jan Szałowski – niezależny publicysta

Mirosław Orzechowski – Katolicki Klub imienia Świętego Wojciecha

Tadeusz Stefanowski

Czołgi z lamusa

Od pewnego czasu media żywo komentują informacje o tym, że Rosja wyciąga z rezerw mające kilkadziesiąt lat czołgi T-54 oraz T-55. Większość komentarzy jest utrzymanych w tonie radosnym i prześmiewczym, bowiem przyzwyczailiśmy się tego, że w walkach na froncie rosyjsko-ukraińskim biorą udział pojazdy wojskowe, o których możemy sądzić, że należą raczej do współczesnej techniki militarnej. Warto zastanowić się jakie są mechanizmy utrzymywania rezerw tak sędziwego uzbrojenia.

W czasach „zimnej wojny” Związek Sowiecki wraz z podporządkowanymi sobie państwami Układu Warszawskiego dysponował ogromnym potencjałem militarnym, szczególności w zakresie broni pancernej. Doświadczenia II wojny światowej, a w szczególności zmagania niemiecko-sowieckie na froncie wschodnim dowiodły, że armia dysponująca gorszym technicznie uzbrojeniem, ale posiadająca je w dużej ilości (wraz z odpowiednią liczbą żołnierzy) może pokonać armię lepiej wyposażoną technicznie, ale dysponującą mniejszymi zasobami. W kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej historycy wojskowości dość zgodnie twierdzą, że niemiecka technika wojskowa, zarówno w zakresie broni pancernej jak i w mniejszym stopniu broni lotniczej, górowała nad techniką sowiecką jak i aliantów zachodnich. I tak – niemieckie czołgi Tygrys górowały nad sowieckimi T-34 i amerykańskimi Shermanami, podobnie to Niemcy jako pierwsi wprowadzili do walki samoloty wojskowe z napędem odrzutowym. Ale to Sowieci mimo dużych strat zatrzymali niemiecką ofensywę pancerną w bitwie na Łuku Kurskim, bo czołgów T-34 było więcej niż Tygrysów, a alianckie naloty bombowe dewastowały zachodnią część Niemiec, bo alianci byli w stanie wyprodukować więcej samolotów niż Niemcy. W maju 1945 roku na ruinach Berlina powiewały czerwone flagi, gdyż to Sowieci zdołali zalać front wschodni masą sprzętu wojskowego (gorszej jakości niż niemiecki) i masą żołnierzy, których życia nikt nie myślał oszczędzać. Skuteczność takiej metody prowadzenia wojny skłoniła kolejnych przywódców sowieckich do utrzymywania po II wojnie światowej ogromnych sił pancernych, które dawały im szansę na rozstrzygnięcie ewentualnej wojny na swoją korzyść tak długo, jak długo obydwa bloki wojskowe (NATO i Układ Warszawski) posługiwały się bronią konwencjonalną. Po upadku Związku Sowieckiego państwo rosyjskie odziedziczyło zasoby militarne, które z czasem przybrały postać zakonserwowanych składów uzbrojenia, w tym czołgów, których w aktualnej sytuacji politycznej nie utrzymywano już w linii zarówno dlatego, że stawały się przestarzałe jak i ich utrzymanie było ekonomicznie nieuzasadnione.

Czy jednak postsowieckie skanseny pancerne są czymś unikalnym w skali świata? W tej postaci w jakiej występują, czyli rezerwy kilkunastu tysięcy czołgów starszych typów – z pewnością tak. Natomiast po drugiej stronie oceanu (wszystko jedno czy mówimy o Atlantyku czy Pacyfiku) podobne skanseny sprzętu wojskowego posiadają również Stany Zjednoczone. W przypadku Stanów Zjednoczonych najważniejszym rodzajem sił zbrojnych jest lotnictwo, odgrywające w amerykańskiej doktrynie wojskowej podobną rolę jak broń pancerna w doktrynie sowieckiej. Z podobnych powodów, dla których w Rosji istnieją bazy zakonserwowanych czołgów, w Stanach Zjednoczonych istnieje baza wycofanych z użytku samolotów wojskowych i cywilnych w okolicach Tucson w stanie Arizona. Znajduje się tam kilka tysięcy samolotów, z których przynajmniej część jest utrzymywana w stanie, w którym potencjalnie mogłyby być przywrócone do użytkowania.

Czemu więc obydwa państwa rywalizujące ze sobą w okresie „zimnej wojny” przechowują rezerwy przestarzałego uzbrojenia, którego przywracanie do działania może budzić rechot publiczności? Przytoczone poprzednio doświadczenia z okresu II wojny światowej pokazują, że zwycięzcą konfliktu zbrojnego zostaje niekoniecznie ta strona, która ma nowocześniejsze uzbrojenie, ale ta której zasoby wystarczą do końca konfliktu po tym, kiedy najważniejsze i najnowocześniejsze środki walki ulegną zniszczeniu.

W konkretnym przypadku wojny rosyjsko-ukraińskiej nie wiemy jak długo państwa NATO będą gotowe finansować armię ukraińską. Jeżeli dzisiaj czytamy, że Ukraina „kupuje” takie czy inne uzbrojenie to należy pamiętać, że miała ona reputację państwa ekonomicznie upadłego na długo przed rozpoczęciem tej wojny. Tak więc z pewnością istnieje granica finansowania armii ukraińskiej przez państwa zachodnie (w tym Polskę), poza którą obie walczące strony będą dysponowały tylko własnym potencjałem bojowym. W tej kalkulacji będzie liczyć się, ile pojazdów bojowych zostanie każdej ze stron. Wrogi czołg sprzed kilkudziesięciu lat pozostaje śmiertelnie niebezpieczny dla tej strony, której własnych czołgów lub amunicji zabraknie. Warto o tym pamiętać, kiedy czytamy prześmiewcze komentarze o pojawianie się w tej wojnie sprzętu bojowego, który lata chwały ma już dawno za sobą.

Jan Waliszewski

marzec 2023

Tekst ukazał się pierwotnie w kwietniowym numerze „Chrobrego Szlaku”

Zagrożenia polskiej niepodległości

2022.11.11

11 listopada świętujemy jako dzień radości z polskiej niepodległości, dzień pamięci o polskich bohaterach, którzy dla niepodległości działali, walczyli i umierali. W tym dniu mówimy również o zagrożeniach niepodległości Polski współcześnie. Ten wątek dyskusji nigdy nie był bardziej aktualny po 1989 roku.

Od wielu lat sprzeciwiamy się obecności Polski w Unii Europejskiej postrzegając ją jako organizację polityczną coraz bardziej zideologizowaną w kierunku skrajnie lewicowym. Te trendy, które w roku wstąpienia Polski do Unii Europejskiej dostrzegali jedynie wprawni obserwatorzy, dzisiaj są widoczne dla każdego, kto nie patrzy na życie polityczne przez lewicowe okulary. Nie podzielamy złudzeń tych organizacji politycznych, w szczególności Prawa i Sprawiedliwości, które uważają, że w dłuższej perspektywie możliwe jest utrzymanie tożsamości Polski jako kraju katolickiego i konserwatywnego w warunkach obecności Polski w UE.

Dramatem polskiej polityki jest bieżący kierunek polityki wschodniej, zakładający bezwarunkowe wsparcie dla państwa ukraińskiego, które swoją tożsamość buduje na antypolskiej narracji historycznej, w szczególności na kulcie UPA i szeroko rozumianego banderyzmu. W imię budowania kordonu sanitarnego wokół Rosji obóz rządzący cały czas wzmacnia państwo ukraińskie, rezygnując z egzekwowania polskiego interesu narodowego, jakim jest sprzeciw wobec antypolskiego charakteru ukraińskiego nacjonalizmu.

Konsekwencją polityki państwa polskiego wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej jest masowa akcji przesiedleńcza Ukraińców na terytorium III RP, której skutkiem jest utrata narodowego charakteru państwa polskiego i ukrainizacja polskiego życia publicznego, w którym Polacy przestają być gospodarzami swojego państwa.

Nie zgadzamy się z poglądem, w którym jedynym miernikiem polskiego patriotyzmu jest antyrosyjskość deklarowana w ekstremalnej postaci, wyłączająca zdolność myślenia o jakichkolwiek innych uwarunkowaniach geopolitycznych Polski. Przypominamy, że konsekwencją nadmiernego skoncentrowania klasy politycznej II RP na zagrożeniach z kierunku wschodniego stało się niedocenienie zagrożenia ze strony Niemiec z tragicznymi konsekwencjami we wrześniu 1939 roku.

Poszukiwanie alternatywnych sojuszy wojskowych i politycznych nie powinno prowadzić do nadmiernego uzależniania się od zagranicznych partnerów. Obecny stan stosunków polsko-amerykańskich oznacza realną możliwość uzyskania przez Polskę statusu neokolonialnego wobec USA w niedalekiej przyszłości.

Debata o zagrożeniach polskiej niepodległości w mediach publicznych powinna obejmować również przytoczone zagadnienia, nie stanowiąc przedmiotu nieformalnej cenzury politycznej.

Jan Waliszewski – Klub imienia Romana Dmowskiego, Akcja Narodowa

Kamil Klimczak – Klub imienia Romana Dmowskiego

Mirosław Orzechowski – Klub imienia Romana Dmowskiego

Arkadiusz Miksa – Klub imienia Romana Dmowskiego

Marcin Makowski – Klub imienia Romana Dmowskiego, Akcja Narodowa

Jarosław Rokita – Stowarzyszenie Pamięci Narodowych Sił Zbrojnych

100 lat po Marszu na Rzym

Dziś upływa 100 rocznica Marszu na Rzym, stanowiącego początek budowy włoskiego państwa faszystowskiego – wydarzenia doniosłego dla historii politycznej XX wieku. Marsz na Rzym oddziaływał na emocje i wyobraźnię wielu działaczy politycznych w różnych krajach, ale w sensie zupełnie innym niż odbieramy ten fakt po II wojnie światowej. Jeżeli radykalni działacze polityczni różnych ruchów (zarówno nacjonalistycznych jak i lewicowych) fascynowali się włoskim faszyzmem, to fascynacje te dotyczyły głównie kultu czynu, siły czy szerzej pojętej sprawczości, w mniejszym stopniu doktryny, która w faszyzmie pozostawała w stanie niedookreślonym. Współcześnie określenie faszyzm jest przede wszystkim obelgą szeroko stosowaną względem przeciwników politycznych w oderwaniu od jakichkolwiek jego cech. Powszechne jest również utożsamianie faszyzmu z niemieckim narodowym socjalizmem i stosowanie obydwu pojęć wymiennie jako wspomnianych inwektyw w życiu politycznym. Tymczasem obydwa systemy, chociaż pozostawały w tym samym bloku politycznym i ostatecznie rozpadły się w wyniku II wojny światowej, były bardzo odmienne zarówno w doktrynie jak i praktyce działania. Nie wchodząc w rozważania natury historycznej czy politologicznej, choćby dlatego, że istnieje wiele kompetentnych źródeł, warto aby każdy z sympatyków radykalnej prawicy posiadał w miarę ugruntowaną wiedzę, aby nie pozwolić sobie jeździć po głowie lewicowym aktywistom.

Polski Ład – zaprogramowana katastrofa

Polski Ład miał być sztandarowym programem gospodarczym Prawa i Sprawiedliwości. Wiele wskazuje na to, że za jakiś czas Polacy będą wymieniać go w szeregu najbardziej destrukcyjnych programów gospodarczych w najnowszej historii Polski – jednym tchem obok planu Balcerowicza. Od początku roku 2022 system podatkowy w Polsce pogrążył się w nieprawdopodobnym chaosie. Apogeum tego chaosu jest dopiero przed nami.

Polski Ład stanowi kwintesencję programów socjalnych Prawa i Sprawiedliwości. Wygrywając wybory w 2015 roku Zjednoczona Prawica obiecywała wyborcom odejście od wszechobecnej doktryny liberalizmu gospodarczego. Po 1989 roku liberalizm gospodarczy stał się na wiele lat jedynym obowiązującym sposobem myślenia o gospodarce: był akceptowany nawet na lewicy, która swoją lewicowość zaznaczała jedynie na płaszczyźnie antykatolickiej i obyczajowej (nie bez powodu ukuto wówczas określenie „lewica kawiorowa”).  Można zrozumieć, że po nieefektywnej gospodarce okresu PRL pokolenie wówczas młodych ludzi zafascynowało się możliwościami działania gospodarczego i wydobywania się z komunistycznej rzeczywistości niedoboru wszelkimi możliwymi sposobami. Wiele lat później ujawniona została cena tzw. transformacji gospodarczej, czyli wyprzedaż za bezcen majątku narodowego na rzecz zagranicznych korporacji i wspólne uwłaszczenie się obu stron „okrągłego stołu” pod warunkiem zapewnienia bezkarności władcom PRLu. Środowiska nie akceptujące logiki „okrągłego stołu” i wynikających  stąd konsekwencji zostały zmarginalizowane. W ciągu ćwierćwiecza dominacji liberalizmu gospodarczego w Polsce w pewnym uogólnieniu miarą wartości człowieka stało się to, czy zdołał się dorobić w nowej rzeczywistości, czy stał się człowiekiem sukcesu. Jednocześnie wszystkie strony okrągłostołowego przez wiele lat były beneficjentami stworzonego przez siebie układu politycznego.

Wygrywając wybory w 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość znalazło sposób na pokonanie Platformy Obywatelskiej mobilizując wyborców pod hasłami społecznymi. I rzeczywiście, emocjonalne przemówienie marszałka seniora Kornela Morawieckiego na inaugurację nowego Sejmu zwiastowało zmianę – akcentowało potrzebę solidaryzmu społecznego, a przez osobę marszałka seniora odwoływało się do tej części społeczeństwa, która nie skorzystała na nowej rzeczywistości  III Rzeczypospolitej.

Początki programów społecznych Zjednoczonej Prawicy wyglądały sensownie od strony ekonomicznej: ogłaszając swój sztandarowy program 500+ rząd wskazał źródło finansowania tego programu, jakim było uszczelnienie poboru podatku VAT. Zdefiniowane źródło finansowania programu 500+ czyniło jego realizację racjonalną w kategoriach ekonomicznych. Mimo podnoszonych kontrowersji, eksponujących np. bezskuteczność programu w środowiskach patologicznych, obóz Zjednoczonej Prawicy znalazł w programach społecznych narzędzie do utrzymania poparcia społecznego, co zaowocowało wygranymi kolejnymi wyborami w 2019 roku.

Genezą Polskiego Ładu stało się przekonanie polityków Prawa i Sprawiedliwości, że serwując społeczeństwu kolejne „plusy” można utrzymywać w długim okresie czasu poparcie społeczne, chroniąc jednocześnie swój obóz polityczny przed skutkami naturalnego zużywania się władzy. O ile w pierwszej kadencji władzy Zjednoczonej Prawicy pokazywany był związek poszczególnych programów społecznych ze źródłami ich finansowania, to w drugiej kadencji polityka społeczna nabrała cech rozdawnictwa. Nie bez znaczenia było przekształcenie telewizji publicznej w narzędzie przekazu politycznego obozu rządzącego, co spowodowało przekonanie polityków Prawa i Sprawiedliwości o większej sprawczości swoich działań.

Istotą Polskiego Ładu stało się sformatowanie systemu podatkowego w taki sposób, aby jego beneficjentami stały się grupy społeczne, które Prawo i Sprawiedliwość rozpoznaje jako swój podstawowy elektorat. Skomplikowany algorytm skali podatkowej jest w ewidentny sposób wynikiem aproksymacji matematycznej, stanowiącej rozwiązanie pożądanego dla obozu rządzącego wymiaru podatku dla emerytów, osób mało zarabiających i tzw. klasy średniej. Sposób zdefiniowania skali podatkowej pokazuje, że jej głównym celem było wypełnienie określonego zamówienia politycznego.

Dlaczego Polski Ład stał się obszarem mojego szczególnego zainteresowania? Otóż wynika to z moich kompetencji zawodowych: od wielu lat zajmuję się wdrażaniem systemów informatycznych zarządzania przedsiębiorstwami, w tym systemów magazynowo-sprzedażowych oraz finansowo-księgowych. Wykonując pracę na rzecz moich klientów: przedsiębiorców, księgowych, biur rachunkowych, razem z nimi obserwowałem oznaki nadciągającego kataklizmu podatkowego. W końcu roku 2021 ci ludzie wkładali dużo wysiłku, aby zrozumieć w jakich warunkach przyjdzie im działać w Polskim Ładzie. W rozmowach z moimi klientami na pierwszy plan wybijały się te elementy nowego systemu podatkowego, które w styczniu 2022 roku dały o sobie znać: duży stopień komplikacji obliczeń podatkowych, brak czasu na zapoznanie się z nowymi przepisami, rozpoznawanie wielu sytuacji podatkowych jako sprzecznych z innymi obowiązującymi przepisami.

Wydaje się, że nowy system podatkowy został skonstruowany przez osoby nie mające wiele wspólnego z praktyką stosowania systemu podatkowego w przedsiębiorstwach, urzędach, itp. Wiele z problematycznych rozwiązań jest na tyle głęboko osadzonych w koncepcji Polskiego Ładu, że czyni je trudnymi, być może niemożliwym do załatania.

Jednym z grzechów głównych nowego systemu jest skomplikowanie go do poziomu, który czyni podatki osobiste Polaków praktycznie nie do zrozumienia i wyliczenia przez osoby o wykształceniu podstawowym, bez kompetencji informatycznych. W miejsce dotychczasowych wymagań minimalnych do wyliczenia podatków jakimi były kartka papieru, długopis i kalkulator nowym wymaganiem staje się użycie systemu komputerowego z arkuszem kalkulacyjnym lub innym specjalistycznym oprogramowaniem. W przeciwieństwie do lat poprzednich kiepsko widzę samodzielne rozliczanie się podatników na koniec roku podatkowego. Muszą oni powierzyć rozliczenie swoich podatków biurom rachunkowym lub znajomym księgowym i zaufać, że ich rozliczenie roczne zostanie prawidłowo dokonane. Podkreślam element zaufania, gdyż w przypadku rozliczeń rocznych zaufanie będzie znacznie częściej zastępować zrozumienie formularza podatkowego.

Najbardziej destrukcyjnym elementem Polskiego Ładu i być może czymś, co czyni go nienaprawialnym jest powiązanie wymiaru składki zdrowotnej z dochodem. Sądzę, że koncepcja ogłaszana jako element solidaryzmu społecznego będzie miała fatalne skutki dla życia gospodarczego. W Polskim Ładzie składka zdrowotna przestaje być daniną celową i staje się podatkiem. Po podniesieniu w okresie rządów Platformy Obywatelskiej stawki podstawowej VAT z 22% na 23% Prawo i Sprawiedliwość przez kilka lat eksploatowało ten fakt w publicystyce politycznej. Eliminując możliwość odliczenia składki zdrowotnej i wiążąc jej wymiar z dochodem obóz rządzący podnosi podatek dochodowy o kilka procent. Używam sformułowania „o kilka procent”, gdyż na efektywnie płacony podatek dochodowy wpływa podwyższona kwota wolna od podatku.

Weźmy pod uwagę, że ogromną część PKB wypracowują firmy z sektora MŚP (Małych i Średnich Przedsiębiorstw). W większości są to firmy z rodzimym kapitałem, najczęściej działające w formule jednoosobowej działalności gospodarczej, spółek cywilnych bądź spółek jawnych. Właściciele i wspólnicy tych firm rozliczają się w oparciu o podatek PIT.  Dla firm z tej kategorii, które osiągnęły realny sukces gospodarczy osiągnięcie przychodów rocznych np. rzędu kilku milionów zł przekłada się na poważny wzrost obciążeń podatkowych z tytułu obciążenia składką zdrowotną jako podatkiem. Dla firm, które wyszły ze stadium mikroprzedsiębiorstw podwyższona kwota wolna od podatku jest pomijalna, realny jest natomiast wzrost obciążenia składką zdrowotną.

Wprowadzenie składki zdrowotnej jako nowego podatku zbiegło się w czasie z zewnętrznymi względem gospodarki czynnikami powodującymi inflację: wzrost kosztów paliw i energii. Aby skompensować łączny wzrost obciążeń prowadzenia działalności gospodarczej przedsiębiorcy będą w oczywisty sposób zmuszeni do podniesienia cen swoich towarów i usług. W tym ujęciu powiązanie składki zdrowotnej z dochodem staje się dodatkowym czynnikiem wewnętrznym (niezależnym od gospodarki światowej bądź regulacji Unii Europejskiej) wzmacniającym inflację.

Jeżeli na początku napisałem, że apogeum problemów związanych z Polskim Ładem jest jeszcze przed nami, to prawdopodobny jest następujący scenariusz: w połowie lutego przedsiębiorcy po raz pierwszy otrzymają informację od księgowych o wzroście obciążeń podatkowych wynikających z Polskiego Ładu. Aby utrzymać opłacalność działalności najprawdopodobniej podniosą ceny oferowanych przez siebie towarów i usług. Nie trzeba dodawać, że tam gdzie działalność tych firm jest ukierunkowana na rynek konsumencki, zawarte w Polskim Ładzie elementy wzmacniające inflację uderzą w tych, którzy mieli skorzystać na nowym systemie podatkowym. Tak więc z opisanych powodów przyśpieszenie inflacji w Polsce poczynając od drugiej połowy lutego jest bardzo prawdopodobne.

Katastrofalny pomysł powiązania składki zdrowotnej z dochodem powoduje również inne uciążliwe dla księgowości firm i biur rachunkowych konsekwencje: realnie skraca się o kilka dni w miesiącu czas na przygotowanie dokumentów do rozliczenia podatkowego, ponieważ obliczenie zobowiązań wobec ZUS jest możliwe dopiero po obliczeniu dochodu. Równocześnie zostaje przerwana tradycyjna autonomia księgowości oraz działu kadrowo-płacowego w przedsiębiorstwach. I wreszcie wszelkie korekty księgowe w zakresie podatku dochodowego będą powodowały w konsekwencji korekty zobowiązań wobec ZUS-u.

Większość z opisanych przeze mnie zjawisk była dyskutowana wśród księgowych i informatyków przed wejściem w życie Polskiego Ładu, stąd zaplanowana katastrofa nie stanowiła zaskoczenia w styczniu. Nie sposób nie odnieść się stanu obecnego: prawie każdy dzień przynosi nowe rewelacje w zakresie konsekwencji stosowania Polskiego Ładu i kolejne zapowiedzi ze strony przedstawicieli rządu co do naprawiania systemu podatkowego. Wiele z tych wypowiedzi medialnych ma charakter kuriozalny jak chociażby wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości o masowych pomyłkach polskich księgowych, którzy z niewiadomych powodów wypłacili pracownikom niższe wypłaty. Podobnym kuriozum jest wypowiedź premiera Morawieckiego, że działy płac powinny porównywać naliczenia wynagrodzeń wg Polskiego Ładu i wg zasad ubiegłorocznych, a następnie wybrać wariant korzystniejszy dla pracownika. Stąd już o krok od konstatacji, że w Polsce źródłem prawa podatkowego może być zarówno ustawa jak i konferencja prasowa przedstawicieli rządu. Wracając do wątku o masowych pomyłkach księgowych – jest to środowisko, dla którego podstawą działania są ustawy podatkowe i styczniowe obniżone wypłaty dla pracowników, których przez ostatnie tygodnie hipnotyzowano wizją wyższych wynagrodzeń po wprowadzeniu Polskiego Ładu, były po prostu konsekwencją zastosowania wadliwych ustaw podatkowych.

Istotą katastrofy Polskiego Ładu jest to, że procesy gospodarcze, które miał on regulować dzieją się każdego dnia od 1 stycznia 2022 roku, zaś od ogłoszenia pomysłów na kolejne łaty na Polskim Ładzie do przełożenia go na akty prawne upływa sporo czasu. Obecnie prawie każdego dnia ukazują się kolejne zaskakujące interpretacje ustaw podatkowych Polskiego Ładu, pokazujące jak bardzo jego twórcy nie przewidzieli konsekwencji jego stosowania. Chaos, którego wszyscy jesteśmy świadkami będzie trwał jeszcze bardzo długo, chociażby ze względu na zawartą w konstytucji III RP zasadę, że źródłem obciążeń podatkowych może być akt prawny w randze ustawy. Jeżeli Polski Ład będzie łatany zgodnie z konstytucją poprzez modyfikacje ustawy podatkowej, to będzie to proces długotrwały. Łaty nakładane zaś rozporządzeniami Ministerstwa Finansów mogą być w przyszłości kwestionowane w postępowaniach administracyjnych lub sądowych.

Konsekwencje wdrożenia Polskiego Ładu w jego wadliwej postaci będą mieć poważne i dalekosiężne konsekwencje dla polityki polskiej. Rząd Zjednoczonej Prawicy koncentruje przekaz medialny na hipotetycznej agresji Rosji na Ukrainę, na inwazji nachodźców na naszą wschodnią granicę czy na konsekwencjach polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Niestety, chaos Polskiego Ładu jest dorobkiem polskiego rządu i nie da się nie obrażając inteligencji Polaków udowodnić, że jest to wina Tuska, Putina albo obydwu naraz. Polityczne skutki nieudanego systemu podatkowego mogą stać się przyczyną dezintegracji Zjednoczonej Prawicy w podobny sposób jak 20 lat temu nastąpił upadek AWS. Perturbacje podatkowe dotyczące każdego z dorosłych obywateli będą dla obozu rządzącego bardziej dewastujące niż afera Pegasusa, przepychanki wokół systemu sądownictwa czy jakiekolwiek inne możliwe do przywołania afery. W wielu systemach politycznych wpadka związana z kluczowym elementem wpływającym na działanie gospodarki jakim są ustawy podatkowe zakończyłaby się upadkiem rządu bądź dymisją ministerstwa finansów. W realiach polskiego systemu politycznego wydaje się, że rządzący nieuchronny rachunek zapłacą przy najbliższych wyborach. Chwilowo satysfakcję może czuć jedynie Jaroslaw Gowin, który latem 2021 roku został usunięty ze Zjednoczonej Prawicy właśnie ze względu na sprzeciw wobec Polskiego Ładu. Wydaje się, że ten nieudany projekt może przyśpieszyć dekompozycję po prawej stronie sceny politycznej, która oczekiwana jest po wycofaniu się Jarosława Kaczyńskiego z polityki. Może on zakończyć hegemonię Prawa i Sprawiedliwości na polskiej prawicy.

Jan Waliszewski, 2022.01.28

W setną rocznicę III powstania śląskiego

W setną rocznicę wybuchu III powstania śląskiego delegacja Klubu imienia Romana Dmowskiego złożyła kwiaty pod tablicą pamiątkową przy Placu Wolności w Łodzi. Wydarzenia z naszej przeszłości godne zachowania w pamięci zazwyczaj mają wpływ na myślenie współczesnych pokoleń – jeżeli tak nie jest, pozostają jedynie pustym rytuałem.

Pamięć o powstaniach śląskich, których skutkiem było ukształtowanie ważnego odcinka granicy z Niemcami, jest dziś ważna w kontekście współczesnej polityki zagranicznej państwa polskiego, która jednostronnie ukierunkowana jest prawie wyłącznie na możliwe zagrożenia ze strony rosyjskiej. Po wejściu Polski do NATO i Unii Europejskiej nastąpił realny zanik dyskusji w polskiej polityce o istnieniu po stronie niemieckiej dążeń sprzecznych z polską racją stanu. Niemcy zostały opatrzone przez polskie elity polityczne etykietką sojusznika, a jak wiadomo sojusznikom nie wypada wypominać niecnych zamiarów.

Co jakiś czas opinia publiczna w Polsce dowiaduje się jednak o działaniach owego sojusznika, które wobec wspomnianego wyciszenia dyskusji na temat kierunków polityki niemieckiej wobec Polski, mogą się wydawać niezrozumiałe. I tak dyskusja w Polsce na temat gazociągu Nord Stream 2 dotyczy prowadzona jest wyłącznie w kontekście priorytetów polityki rosyjskiej (zazwyczaj z obowiązkowym podkreśleniem agresywności tej polityki) ze słabym akcentowaniem, że jest to wspólne przedsięwzięcie rosyjsko-niemieckie. Media nie przypominają już, że były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder w niezwykły sposób odnalazł się biznesowo w przedsięwzięciu Nord Stream 2 po zakończeniu pełnienia urzędu, a korzenie pomysłu pt. Nord Stream 2 sięgają samego szczytu niemieckiej polityki.

W podobnie mało czytelny sposób opinia publiczna w Polsce otrzymuje informacje na temat wykupienia Polska Presse przez Orlen. Kontrowersje na ten temat przedstawiane są zazwyczaj jako dążenie do zawłaszczenia przez obóz rządzący przestrzeni medialnej, w czym jest sporo prawdy, natomiast istotą wzbudzanych emocji jest utrata przez stronę niemiecką dominującej pozycji na rynku prasowym w Polsce.

W ciągu ponad 30 lat od upadku komunizmu Polacy byli nauczani przez media oraz większość elit politycznych, że kapitał nie ma narodowości, a gdyby jednak miał, to wszystko załatwi niewidzialna ręka rynku. Istotnie: z faktu, że firma medialna (stacja telewizyjna, gazeta) posiada zagranicznego właściciela zazwyczaj nie wynikają reguły „ręcznego sterowania” w odniesieniu do zagadnień politycznych. Znacznie częściej są to trwające latami procesy budowania sympatii dla określonych koncepcji i środowisk politycznych i antypatii dla innych wśród odbiorców treści. W długim przedziale czasu taki wpływ mediów na opinię publiczną jest jednak bardzo skuteczny.

Bywa jednak i tak, że sprawy przybierają mniej zawoalowany charakter. Kilkanaście lat temu jeden z dziennikarzy katolickiego miesięcznika użył określenia „polskojęzyczny” w odniesieniu do jednego z dzienników wydawanych przez wspomniane wydawnictwo Polska Presse. Po kilku dniach od ukazania się numeru miesięcznika ze wspomnianym artykułem drukarnia należąca do Polska Presse wypowiedziała umowę druku z argumentacją, że czasopismo ma charakter antyniemiecki – w konsekwencji przez kilka następnych lat miesięcznik był drukowany w odległym mieście.

W swojej działalności zawodowej miałem również zderzenie z dużą niemiecką korporacją, kiedy przedstawiono mi „propozycję nie do odrzucenia” sprzedaży zarejestrowanego przeze mnie znaku towarowego za ułamek jego realnej wartości, najlepiej w ciągu kilku dni i na bardzo restrykcyjnych warunkach. Obrona własnego znaku towarowego kosztowała sporo czasu, pieniędzy i toczyła się również na sali sądowej.

Poza płaszczyzną polityczną i gospodarczą stosunki polsko-niemieckie obciążone są również nierównoprawnością w traktowaniu mniejszości niemieckiej w Polsce i Polaków w Niemczech. Widać to chociażby w polskiej ordynacji wyborczej, w której przedstawiciel mniejszości niemieckiej nie musi przekraczać progu 5% i zawsze zasiada w polskim Sejmie. Z kolei Polacy w Niemczech nie mogą liczyć na status mniejszości narodowej, a dzieci z rodzin polskich lub polsko-niemieckich mieszkające w Niemczech są nękane przez tamtejsze Jugendamty. Niestety, od roku zabrakło mecenasa Stefana Hambury, który z dużą determinacją działał na rzecz Polaków w Niemczech.

Współczesna polska polityka zagraniczna jest prawie całkowicie skoncentrowana na kierunku wschodnim. Nie wchodząc w szczegóły można założyć, że Rosjanom nie oddamy ani guzika jak zapowiadał niegdyś marszałek Rydz-Śmigły. Ten sposób myślenia o polityce przypomina niegdysiejszą politykę wschodnią z czasów II RP i wypada przypomnieć, że zakończyła się ona w dniu 1 września 1939 roku atakiem ze strony Niemiec, do których przyłączył się Związek Sowiecki a nie odwrotnie.

Pomimo uczestnictwa Polski i Niemiec w tym samym pakcie wojskowym i tej samej organizacji politycznej sprzeczności interesów wynikają po prostu z położenia geopolitycznego obydwu krajów. Mam wrażenie, że przez ostatnich 30 lat to położenie opisane hasłowo tytułem książki Dmowskiego „Niemcy, Rosja i kwestia polska” przestało być analizowane przez polską klasę polityczną. Od początku powstania państwa polskiego graniczymy ze zmieniającymi się formami państwowości niemieckiej i powinniśmy kierunek zachodni polityki polskiej traktować nie mniej poważnie niż politykę wschodnią. Co więcej, wchodzi w życie nowe pokolenie działaczy politycznych zdolne myśleć o polityce jedynie w kategoriach zagrożenia ze wschodu, niezdolne do rozumienia uwarunkowań geopolitycznych w pełnym wymiarze.

Polityka polska powinna dążyć do utrzymania dobrych stosunków z naszymi zachodnimi sąsiadami, nie tracąc z pola widzenia faktu, że państwo polskie jest dla Niemiec naturalnym ograniczeniem rozwoju na wschodzie. Przezwyciężenie tych ograniczeń może stanowić pokusę dla niemieckiej polityki również w przyszłości i tak można odczytywać niemieckie zaangażowanie w projekt Nord Stream 2.

Jednostronne skoncentrowanie polityki polskiej na kierunku wschodnim daje stronie niemieckiej zielone światło dla realizacji celów ekspansji gospodarczej w Polsce w zakresie wykraczającym poza obustronnie korzystną współpracę. Przytoczony wcześniej stan wieloletniej niemieckiej dominacji medialnej w Polsce jest tego jaskrawym przykładem.

Składając kwiaty pod tablicą poświęconą powstańcom śląskim warto pomyśleć o sprawach, za które oni oddali swoje życie.

Jan Waliszewski

Powrót do bloga

Zdecydowałem się powrócić do pisania na własnym blogu. Własny blog na własnej stronie internetowej pomimo ograniczonego zasięgu ma wielką przewagę nad FB, mianowicie jest poza zasięgiem lewicowych cenzorów, dających się dotkliwie we znaki prawicowym publicystom. W zakładce Archiwum znajdą Państwo wpisy z dawnego bloga na portalu Onet: myślę, że stanowią dla niektórych ciekawy obraz życia politycznego narodowej prawicy w poprzednich latach, choć większość opisywanych tam zdarzeń należy do zamkniętej historii, a wiele personalnych konfliktów dawno się wypaliło.