Category Archives: Bez kategorii

Rocznicowa propaganda

W Sejmie trwa przepychanka pomiędzy głównymi partiami po opublikowaniu spotu poświęconego 10 rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej. Emocje budzi kwota 7 mln zł, które zostały wydane na tę w zasadzie beztreściową produkcję.
Na światło dzienne wydobyta została jedna z wielu sytuacji, które pokazują marnotrawstwo pieniędzy … Czyich? Naszych? Unijnych? Podobno w dużej mierze z funduszy unijnych, ale też z krajowego budżetu. Jak widać, po 10 latach propagandy p.t. „Unia daje pieniądze” powraca znana z PRLu logika „nie nasze, więc wszystko jedno jak będziemy te pieniądze wydawać”.
Oczywiście, pieniądze, która Unia rzekomo  „daje” pochodzą ze składek państw członkowskich, w szczególności ze składki polskiej, czyli z kieszeni każdego z nas. W podobny sposób duża część unijnego budżetu służy wzmacnianiu pozycji brukselskiej biurokracji bądź finansowaniu rozmaitych projektów ideologicznych, najczęściej lewackiej proweniencji.
Co z tym zrobić? Obowiązkiem każdego z przyszłych europosłów powinno być działanie na rzecz zmniejszenia unijnego budżetu. Mniejszy unijny budżet oznacza mniej marnotrawstwa, mniejszą składkę członkowską Polski, możliwość zmniejszenia obciążenia podatkowego Polaków. Polacy lepiej będą wiedzieli, co zrobić z własnymi pieniędzmi, gdy nie będą musieli dokarmiać brukselskiego eurosocjalizmu.

Nokaut Adamka

Zaledwie Tomasz Adamek zdążył się wypowiedzieć, że startuje w wyborach do Parlamentu UE z zamiarem bronienia wartości chrześcijańskich w życiu publicznym, a następnego dnia można było przeczytać, że jego dotychczasowy sponsor wycofuje się ze współpracy z Adamkiem. Co innego byłoby, gdyby zadeklarował gotowość do wspierania tęczowego trendu… Konkurencyjny komitet wyborczy to nie moja bajka, ale zdarzenie to świetnie ilustruje rzeczywistą dyskryminację katolików w życiu publicznym…

10 lat w Unii Europejskiej – porozmawiajmy o gospodarce

1 maja 2004 roku Polska stała się państwem członkowskim Unii Europejskiej. Przystąpienie Polski do Unii zostało poprzedzone dwudniowym referendum akcesyjnym (7 i 8 czerwca 2003 roku), w którym większość społeczeństwa poparła akcesję. Prounijne siły polityczne rozpętały propagandową histerię sugerując, że bez przystąpienia do Unii Polska znajdzie się w politycznej czarnej dziurze, stając się drugą Białorusią i państwem satelickim Rosji. Do głosowania za akcesją wezwali liderzy Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości, SLD i PSL, przeciwnikami przystąpienia do Unii była Liga Polskich Rodzin, Unia Polityki Realnej i Samoobrona.

Należy podkreślić, że od początku propaganda na rzecz akcesji miała w Polsce charakter lobbystyczny, wspierana tzw. funduszami przedakcesyjnymi płynącymi ze strony rozmaitych agend Unii Europejskiej. Stworzyło to sytuację, w której obydwa przeciwstawne dotyczące statusu Polski w Europie poglądy nie miały równoprawnej reprezentacji. W oczywisty sposób fundusze przedakcesyjne wzmacniały głos opcji prounijnej, zagłuszając opinie wypowiadane przez przeciwników uczestnictwa w Unii. W późniejszych latach po 2004 roku polityczny lobbing prounijny zyskał znacznie więcej instrumentów oddziaływania na społeczeństwo. Do tych instumentów należą fundusze unijne, których obowiązkowym elementem są tablice umieszczane w lokalizacjach inwestycji współfinansowanych z tych funduszy, mające na celu wywołanie w społeczeństwie poczucie wdzięczności wobec unijnych instytucji, przywołujące na myśl niegdysiejsze transparenty sławiące przyjaźń ze Związkiem Sowieckim. O innych instrumentach propagandy unijnej opowiem za chwilę. Nie można uznać, aby obecnie publiczna dyskusja o pozycji Polski w Unii Europejskiej miała charakter obiektywny, dopuszczający równoprawną wymianę różnych poglądów, w szczególności głosy eksponujące problemy społeczne i polityczne mające charakter systemowy.

W miarę upływu czasu systemowe problemy Unii Europejskiej stają się coraz bardziej widoczne i coraz bardziej dokuczliwe dla wielu Polaków. Wspomniane już uprzednio fundusze unijne stanowią typowo socjalistyczny sposób dystrybucji środków finansowych, różnicując podmioty gospodarcze na firmy, które uzyskały dostęp do funduszy unijnych oraz te, które takiego dostępu nie uzyskały. Skuteczność działania firm na rynku, rozumiana jako zdolność do oferowania najlepszych rozwiązań klientom, została zastąpiona sprawnością pozyskiwania funduszy unijnych. Konieczność spełniania wielu, nierzadko absurdalnych wymagań, na drodze do uzyskania unijnego dofinansowania, jest zmorą dla właścicieli i menadżerów firm. W przypadku niepowodzenia w staraniach o unijne pieniądze, fakt ten może przyczynić się do poważnej destabilizacji firmy w sytuacji, w której wielomiesięczne zaangażowanie jej kierownictwa w pozyskanie pieniędzy jest nieodwracalną utratą czasu potrzebnego na umocnienie pozycji firmy na rynku. Praktycznie niemożliwe jest uczestnictwo w programach unijnych bez pośrednictwa firm konsultingowych, pośredniczących w wypełnianiu wniosków o dofinansowanie. Z punktu widzenia gospodarki proces rekrutacji beneficjentów funduszy unijnych przez firmy konsultingowe, ściągające obowiązkowy haracz z aplikujących firm, przypomina palenie pieniędzmi w piecu. Podobnie bezproduktywny dla gospodarki wymiar ma proces rozliczania przyznanych już dotacji związany z tasiemcowymi opiniami technicznymi, kontrolami, a czasem śledztwami prokuratorskimi. W przeważającej części tych procedur urzędnicy stają na straży interesu brukselskiego, a nie polskiego – bo tak są one skonstruowane. Szczególnym przykładem marnotrawienia środków finansowych jest unijny program „Inwestycja w kapitał ludzki” – realizowane w ramach tego programu szkolenia przynoszą korzyści głównie firmom doradczym i szkoleniowym. Z pokazanego punktu widzenia wynika wniosek, że sposób dystrybucji funduszy unijnych nie wspiera ani gospodarki rynkowej, rozumianej jako optymalne dostarczanie społeczeństwu towarów i usług, ani zasady solidarności społecznej.

Istnienie funduszy unijnych jest instrumentem politycznego oddziaływania na społeczeństwo polskie w sposób odbierający mu podmiotowość. Wspomniane uprzednio wytwarzanie obiegowego przeświadczenia, że „Unia daje pieniądze” zaciera świadomość, że w przeważającej części pochodzą one z polskiej składki członkowskiej w Unii, ale przefiltrowane przez cele polityczne brukselskich biurokratów. W ten sposób blokowana jest możliwość publiczne j dyskusji o tym, że pieniądze wpłacane z podatków Polaków do unijnego budżetu mogłyby być wydawane w sposób bardziej efektywny, bez biurokratycznego marnotrawstwa, a w wielu przypadkach realizować cele gospodarcze w sposób zgodny z interesem Polski, a nie Brukseli.

O tym, że dystrybucja pieniędzy na warunkach brukselskich w wielu przypadkach w sposób drastyczny rozmija się z polskimi interesami, przekonało się w Polsce już kilka grup zawodowych, a w szczególności stoczniowcy i rybacy. Pod dyktatem Brukseli utraciliśmy bezpowrotnie przemysł stoczniowy, a pracę straciło wiele tysięcy pracowników kooperujących ze stoczniami przedsiębiorstw. Po kilku latach od przystąpienia do Unii rybołóstwo morskie w Polsce zostało praktycznie zlikwidowane.

Destrukcyjnym dla polskiej gospodarki zjawiskiem są wyścigi polityków różnych partii w konkurencji „kto zapewni więcej pieniędzy ze funduszy unijnych”. Zwycięstwo w tej konkurencji sprzyja wygranej w kolejnych wyborach, a więc politycy pokazują wyborcom, że są najskuteczniejsi w realizowaniu unijnych projektów nierzadko bez względu na to, czy są one sensowne czy też nie. Miarą sensowności projektu jest to, czy samorząd gminny byłby równie zdeterminowany do jego realizacji bez unijnych dotacji. Ponieważ dla realizacji projektów współfinansowanych z funduszy unijnych wymagany jest wkład własny, efektem jest lawinowy wzrost zadłużenia gmin spowodowany zaciąganiem kredytów bankowych. Końcowym efektem takiej „zabawy w projekty unijne” dla wielu gmin może być przejęcie znacznej części majątku gminnego przez banki bądź międzynarodowe korporacje.

W kontekście pokazanych negatywnych zjawisk gospodarczych racjonalnym postulatem politycznym polskich przedstawicieli w nowym Parlamencie Europejskim powinno być dążenie do ograniczenia wielkości unijnego budżetu przy jednoczesnym proporcjonalnym zmniejszeniu polskiej składki członkowskiej. Konsekwencją zmniejszenia polskiej składki członkowskiej do budżetu unii byłaby możliwość zmniejszenia obciążeń nakładanych na Polaków przez system podatkowy. Obecny stan w tym zakresie implikuje daleko idącą zależność polityki polskiej względem najsilniejszych gospodarczo państw unijnych, w szczególności Niemiec.

Ograniczenie opisanego wpływu unijnego budżetu na polską gospodarkę pozwoli na przeniesienie miejsca podejmowania wielu decyzji gospodarczych z powrotem do Polski.

P.S. Artykuł ukazał się w kwietniowym numerze Aspektu Polskiego.

Tęczowy totalitaryzm nadchodzi …

W dniu wczorajszym Brendan Eich, przez 10 dni dyrektor generalny Mozilli, producenta popularnej przeglądarki internetowej Firefox, został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska wskutek nacisku środowisk gejowskich. Winą Brendana Eicha był fakt przekazania w 2008 roku dotacji na dofinansowanie kampanii prowadzonej w Kalifornii przeciwko dopuszczalności małżeństw homoseksualistów. Na przykładzie tego wydarzenia widać, że działania środowisk gejowskich prowadzą do dyskryminacji osób wspierających tradycyjny model rodziny. Nie należy mieć złudzeń – środowiska LGBT zaczynają się od żądania tzw. tolerancji, a kończą na totalitarnej eliminacji swoich oponentów z życia zawodowego i publicznego.

Oświadczenie Ruchu Narodowego w Łodzi w sprawie Ewy Wójciak, kandydatki Twojego Ruchu do PE

W związku z podaną przez media informacją o kandydowaniu Ewy Wójciak do Parlamentu Europejskiego z łódzkiej listy Twojego Ruchu, Ruch Narodowy w Łodzi oświadcza, że promowanie osoby wypowiadającej się publicznie w sposób obelżywy na temat Ojca Świętego, jest zniewagą wobec łodzian, z których większość, nie tylko osób wierzących, darzy papieża Franciszka szacunkiem należnym mu jako głowie Kościoła, jak również jako człowiekowi. Wybór przez władze Twojego Ruchu kandydatki, której dokonaniem w sferze politycznej jest atak na papieża Franciszka, znanego z zaangażowania społecznego na rzecz ubogich, wskazuje, że główną siłą napędową Twojego Ruchu jest antykatolicyzm, a rzekoma lewicowość w wymiarze społecznym jest sztucznie kreowanym mitem. W świetle wspomnianej wypowiedzi kandydatka Twojego Ruchu nie daje rękojmi godnego reprezentowania Polski na forum Parlamentu Europejskiego.
Wyrażamy radość i satysfakcję, że poprzez wspomnianą decyzję Twój Ruch wykonał kolejne działanie na drodze do eliminacji z polskiego życia politycznego, w czym życzymy wytrwałości i konsekwencji.

W imieniu Ruchu Narodowego w Łodzi – Jan Waliszewski

Łódzka polityka prorodzinna – lepiej czyli gorzej …

W ostatnich miesiącach w Łodzi zabrano się za politykę prorodzinną. Uchwalona Łódzka Karta Dużej Rodziny ma być wyrazem troski władz Łodzi (radnych i Urzędu Miasta) o dobro łódzkich rodzin wielodzietnych. Powoli do klasy politycznej zaczyna docierać prawda, o której środowiska prawicy narodowej mówią od lat, że katastrofa demograficzna jest pierwotną przyczyną wielu innych problemów polskiego życia publicznego. Wspomniana Łódzka Karta Dużej Rodziny jest chętnie publicznie przywoływana jako osiągnięcie polityki społecznej władz miasta. Czy tak jest na pewno ? Niezupełnie … Jednym z podstawowych kosztów ponoszonych w każdej rodzinie wielodzietnej jest koszt biletów miesięcznych komunikacji publicznej. Do tej pory dzieci z rodzin wielodzietnych otrzymywały bilety miesięczne nieodpłatnie, teraz bilety te będą odpłatne (ze zniżką 75%). Jaki z tego wniosek – w tym zakresie lepiej to już było… Inne ulgi z zakresu kultury czy rozrywki mają charakter opcjonalny, ale obligatoryjne w każdej rodzinie przejazdy komunikacją miejską zdrożały. Uchwalenie Karty Dużej Rodziny wprowadzającej odpłatność za bilety miesięczne świadczy o tym, że zarówno radni jak i urzędnicy UMŁ nie mieli świadomości istniejącego stanu prawnego przed jej wprowadzeniem, co dowodzi całkowicie instrumentalnego traktowania problemu w kategoriach politycznego PR. Również bardzo trudno jest uzyskać dofinansowanie do podręczników dla rodzin wielodzietnych, stanowiącego poważne coroczne obciążenie rodzinnego budżetu – pracownicy oświaty nie informują o możliwościach uzyskania dofinansowania podręczników bez kryterium dochodowego, a w większości nie dysponują żadną wiedzą na ten temat.
Łódzka Karta Dużej Rodziny wprowadza ulgi w wielu placówkach kultury i rozrywki, odwiedzanych przez łódzkie rodziny sporadycznie, jednocześnie ignorując wydatki ponoszone w sposób obligatoryjny na komunikację miejską i podręczniki szkolne. Równocześnie w ubiegłym roku w szkołach prowadzony był skandaliczny program edukacji seksualnej w gimnazjach, realizowany przez lewackich aktywistów – wbrew protestom licznych środowisk rodziców, w dużej mierze reprezentującej łódzkie rodziny wielodzietne. Trudno uznać te działania za coś innego jak wspieranie destrukcji procesu wychowawczego realizowanego przez rodziców, jak najdalsze od rzeczywistej polityki prorodzinnej. W tym samym czasie głosami Platformy Obywatelskiej posłowie odrzucili projekt referendum w sprawie obniżenia wieku rozpoczęcia obowiązku szkolnego, w arogancki sposób traktując inicjatywę blisko miliona polskich rodziców przeciwnych obniżeniu wieku obowiązku szkolnego.
W Łodzi władze miasta dokonały znaczącej redukcji liczby szkół argumentując te działania niżem demograficznym. Równocześnie zwiększono liczbę uczniów w klasach, pogarszając ich warunki edukacji. Rzeczywistym działaniem na rzecz rodzin w warunkach niżu demograficznego byłoby coś odwrotnego: poprawa warunków nauczania poprzez tworzenie mniej licznych klas, przy okazji ocalenie miejsc pracy dla nauczycieli.
Reprezentując Ruch Narodowy w Łodzi oczekuję, że rzeczywista, tj. realizowana w sposób długofalowy, oczyszczona z elementów PR oraz działania antyrodzinnych, polityka na rzecz łódzkich rodzin będzie traktowana priorytowo przez władze miasta. Nietrudno zauważyć, że w obecnej postaci stanowiąca element polityki prorodzinnej polityka edukacyjna jest niszczona przez priorytety wyznaczane przez plany przebudowy miasta, realizowane w sposób zmierzający do długotrwałej destabilizacji życia mieszkańców Łodzi.

Jan Waliszewski, Ruch Narodowy

A Kopernik była kobietą …

Tytułowy cytat z „Seksmisji” stał się synonimem absurdu i od wielu lat budzi uśmiech na twarzach widzów. Rzeczywistość dogoniła film i od kilku lat pasjonaci „gender studies” starają się udowodnić coraz bardziej karkołomne tezy. „GW” w wydaniu z 2 kwietnia 2013 roku opublikowała recenzję wynurzeń Elżbiety Janickiej z Instytutu Slawistyki PAN na temat książki Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”, opowiadającą o walce z Niemcami członków Szarych Szeregów w okupowanej Warszawie. Książka, napisana i po raz pierwszy wydana w podziemiu w 1943 roku, przez wiele lat należała do szkolnych lektur, a dla uczestników harcerskiej konspiracji stanowiła ważny element dumy z wojennego życiorysu, przez który wielu było szykanowanych w komunistycznej rzeczywistości PRL-u.

Po latach Elżbieta Janicka odkryła, że emocjonalny opis rozmów „Zośki” i skatowanego przez Niemców  „Rudego” w obliczu zbliżającej się śmierci tego ostatniego może zawierać wątek homoseksualny. Absurdalność takich wniosków w kontekście przywołanej na poparcie tej tezy sceny jest bulwersująca. To kolejny przypadek, po głośnej sprawie scenariusza filmu o Westerplatte, pisania historii na nowo, kiedy odchodzą ostatni świadkowie wydarzeń sprzed lat, a zmarli nie mogą się obronić.

Z zamieszczonej w „GW” recenzji wynika, że Elżbieta Janicka prowadzi rozważania z użyciem nowoczesnego warsztatu pojęciowego -pojawiają się znajome pojęcia mniejszości seksualnych, możliwej homofobii i antysemityzmu.

Nie ulega wątpliwości, że zastosowany aparat pojęciowy jest uwłaczający dla pamięci opisywanych bohaterów, także dlatego, że jak się wydaje nie poparty żadnymi dowodami. Niestety, tego rodzaju rozważania stają się coraz częściej elementem pseudonaukowej działalności wielu osób, kreowanych później w mediach na autorytety.

Warto w tym miejscu zadać kilka pytań:

– czy tego pokroju dzieła powstają w ramach finansowanych z budżetu działalności naukowej Instytutu Slawistyki PAN?

– jaki jest zakres tego typu pseudonaukowych działań inspirowanych ideologią gender i doktryną „multi-kulti”  w skali Polski?

– w jakim zakresie działalność na uczelniach w Polsce w zakresie gender studies i wielokulturowości stanowi nie mającą nic wspólnego z nauką propagandę polityczną?

Kiedy absurd goni absurd, warto znać odpowiedzi na tak postawione pytania…

P.S. Przy okazji przywołany w pseudonaukowych rozważaniach zamęczony przez Niemców Jan Bytnar ps. „Rudy” był członkiem Grup Szkolnych Obozu Narodowo-Radykalnego – czyżby przy okazji chodziło o rzucenia błota na współczesnych kontynuatorów nurtu narodowo-radykalnego?

Tekst źródłowy można przeczytać na stronie http://wyborcza.pl/1,91446,13663805,_Kamienie_na_szaniec___czyli_mit_domaga_sie_analizy.html

Niepodległościowe remanenty

Listopad jest szczególnym miesiącem w roku, kiedy kierujemy myśli w stronę spraw ważnych i podniosłych. Zaczyna się rozważaniami nad życiem, śmiercią i świętością, a w następnych dniach czcimy narodowych bohaterów w Święto Niepodległości, a zarazem przyglądamy się kondycji naszego narodu i państwa. Kiedy opadają emocje związane z burzliwymi obchodami Święta Niepodległości,warto przyjrzeć się jaką treścią wypełniona jest dziś niepodległość Polski i jakim podlega ograniczeniom.

Po 23 latach od wyborów z czerwca 1989 roku coraz więcej Polaków dostrzega, że Polska w której żyją daleka jest od nadziei, które mieli idąc wtedy do urn wyborczych, aby odsunąć od władzy komunistów. Wtedy, w 1989 roku, Polacy mieli w większości nadzieję na dokończenie przebudowy państwa, rozpoczętej w 1980 roku.Jakkolwiek niewielu miało wówczas sprecyzowaną wizję przyszłości,to z pewnością oczekiwali wolności i sprawiedliwości, której pragnęli po latach dominacji zbrodniczego systemu komunistycznego.

Jeżeli dzisiaj dostrzegamy słabości naszej niepodległości, to są one katalogiem win polskiej klasy politycznej. Polacy w bardzo zróżnicowany sposób mówią o polskiej niepodległości: niektórzy są zadowoleni z otaczającej ich rzeczywistości, inni patrzą z niepokojem w przyszłości, wreszcie niektórzy sądzą, że tę niepodległość już w zasadzie ponownie straciliśmy. Oczywiście,po 23 latach od 1989 roku jesteśmy w innym położeniu niż wtedy: nie ma już pustych półek sklepowych, systemu kartkowego i kolejek pod sklepami służącymi zaspokojeniu podstawowych potrzeb życiowych. W zamian mamy publicznie głoszony kult dobrobytu i konsumpcji, stanowiący współcześnie cel działań większości polityków. Dzisiejszy liberalizm, dominujący w polskim życiu politycznym, społecznym oraz w mediach, zaszczepił polskiemu społeczeństwu grzech (dosłownie) śmiertelny: efektem przekonania,że najważniejszym celem życia jest zapewnienie sobie udziału w dobrobycie jest pogłębiająca się od lat katastrofa demograficzna,wynikająca z przekonania młodych ludzi, że udział w dobrobycie jest czymś, co jest więcej warte od założenia rodziny i przyjęcia obowiązków wynikających z wychowywania dzieci. Skutki tego grzechu śmiertelnego polskiego społeczeństwa dotykają wszystkich niezależnie od poglądów politycznych, poziomu zadowolenia i akceptacji dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Politycy liberalni,którzy ukazują społeczeństwu wizje świetlanej przyszłości w strukturach Unii Europejskiej, projektują swoje wizje dla tych,którzy zasiedlą polskie ziemie w przyszłości, gdy Polska będzie oznaczało przestrzeń w sensie geograficznym, ale niekoniecznie państwo zamieszkałe przez Polaków. Z tego punktu widzenia liberalizm niesie Polakom zagładę biologiczną nie różniącą się w skutkach od tego co zaprojektowali dla nas niemieccy i sowieccy okupanci, choć w jakże dziś przyjemnym opakowaniu.

Katastrofa demograficzna jest dziś najpoważniejszym zagrożeniem niepodległości Polski, w stopniu nieporównanie większym od wszystkich innych zagrożeń, które moglibyśmy wymienić. Z tego punktu widzenia założenie rodziny i wzięcie na siebie trudu wychowywania dzieci należy traktować dziś jako taki sam obowiązek względem narodu i społeczeństwa jak płacenie podatków, uczciwa praca i inne obowiązki wynikające z życia społecznego. W innym przypadku będziemy tylko uczestnikami budowy współczesnej wieży Babel, której los będzie podobny do tej biblijnej.

Niepodległościowy remanent musi siłą rzeczy obejmować inne sprawy, które stanowią o ograniczeniu suwerenności narodu.Liberalizm, który stanowi obowiązującą doktrynę w życiu publicznym jest źródłem większości zagrożeń dla teraźniejszości i przyszłości narodu polskiego. Ogromną rolę w kształtowaniu postaw Polaków odgrywają dziś media, których w większości można powiedzieć, że są liberalne i polskojęzyczne, czyli w większości należące do niepolskich właścicieli.Pokazywany w nich ideał dobrobytu nie obejmuje tej części społeczeństwa, które z różnych powodów w tym dobrobycie nie uczestniczą: emerytów, drobnych przedsiębiorców, rzemieślników,rodzin wielodzietnych i pracowników sektorów gospodarki likwidowanych w trakcie złodziejskiej prywatyzacji, jaka w Polsce była realizowana po 1989 roku. Ci ludzie w większości są rozgoryczeni Polską taką, jaką dzisiaj istnieje.

Z każdym kolejnym rokiem dają o sobie znać ograniczenia suwerenności, które wynikają z uczestnictwa Polski w strukturach Unii Europejskiej. Kilka lat temu pod presją unijnych urzędników zlikwidowano polski przemysł stoczniowy, jedną z istotnych gałęzi polskiej gospodarki. Niedawno czytałem, że jest prawdopodobne, że nowe polskie okręty dla znajdującej się w stanie zapaści Marynarki Wojennej RP będą budowane w stoczniach niemieckich, które dziwnym trafem nie zostały zlikwidowane.

W ostatnim czasie gwałtownie wzrasta indoktrynacja społeczeństwa ze strony różnych agend unijnych, mająca na celu przekonanie Polaków, że Unia Europejska jest ich dobrodziejstwem. Realizowana właśnie w mediach kampania p.t. „Fundusze unijne: każdy korzysta, nie każdy widzi” przypomina propagandę z okresu PRL,sławiącą przyjaźń ze Związkiem Sowieckim. W emitowanych w telewizji klipach propagandowych nie zobaczyłem jakoś przedstawicieli tysięcy pracowników i właścicieli polskich firm budowlanych, które właśnie zbankrutowały wskutek wadliwego sposobu finansowania inwestycji, budując autostrady, mające być jednym z głównych profitów wykorzystania funduszy unijnych.

W podobny sposób wzrasta presja ze strony Unii Europejskiej w sprawach dotyczących sfery sumienia Polaków oraz obyczajowości takich jak naciski na usunięcie obecności Kościoła katolickiego wżyciu społecznym, dopuszczalność aborcji czy związków homoseksualnych. Wspomniane tendencje wspierane w mediach w znaczący sposób utrudniają polskiemu społeczeństwu rozeznanie swoich własnych interesów oraz niszczą narodową tożsamość.

W tym kontekście szczególnego wymiaru nabierają projekty unijne realizowane na terenie parafii Kościoła katolickiego, będącego od stuleci integralną częścią polskiej tożsamości narodowej.Uzasadnione są obawy, że realizacja takich projektów może się przyczynić do przeniesienia liberalnej indoktrynacji unijnej na teren Kościoła.

Relacje pomiędzy Polską i Unią Europejską nie wyczerpują w oczywisty sposób problemów związanych z utrzymaniem polskiej suwerenności. Po wielu latach kosztownego i szkodliwego politycznie udziału polskiego wojska w misjach w Iraku i Afganistanie, którego głównym rezultatem jest tworzenie sobie przez państwo polskie wrogów w świecie arabskim, armia polska została ukierunkowana na realizację misji w wojnach o charakterze kolonialnym. Jednocześnie w miarę upływu lat polskie wojsko w coraz większym stopniu staje się niezdolne do realizacji swoich podstawowych zadań, czyli obrony kraju. Warto zadać w tym miejscu pytanie: o ile większy potencjał reprezentowałoby nasze wojsko, gdyby środki wydawane na polską obecność w Iraku, a później w Afganistanie przeznaczyć na modernizację armii w kraju? Wobec niezdolności polskiej polityki do przeciwdziałania znanej już z przeszłości współpracy Niemiec i Rosji ponad głowami Polaków (np. w zakresie rurociągu Nord-Stream), niedofinansowanie polskiej armii rozumianej jako suwerenna siła obronna, powinno być źródłem poważnego niepokoju.

Powyższe rozważania pokazują realne problemy i zagrożenia, o których powinniśmy pomyśleć w kontekście rozmów o sposobach obchodzenia Święta Niepodległości. Bolesnym chichotem historii jest fakt, że Lech Kaczyński, prezydent, który podpisał traktat lizboński, pogłębiający uzależnienie Polski od Unii Europejskiej, spoczywa dziś na Wawelu, w miejscu spoczynku wybitnych polskich władców, zaś Ryszard Kaczorowski, ostatni Prezydent Rządu RP na Uchodźtwie, człowiek który przez lata komunizmu bez skazy służył przetrwaniu polskiej suwerennej państwowości, nie mógł doczekać się godnego pogrzebu ze strony władz RP.

P.S. Tekst ukazał się w listopadowym numerze „Aspektu Polskiego”.

ACTA – prawo szeryfa

Przeciętnemu obserwatorowi trudno było w ostatnich tygodniach nadążyć za ewolucją poglądów Donalda Tuska w sprawie ACTA.Zgodnie z logiką swojego niegdysiejszego mentora politycznego postanowił być „za, a nawet przeciw”. Szybko okazało się, że sprawa jest znacznie poważniejsza niż premierowi początkowo się wydawało.

Od czasu przystąpienia Polski do Unii Europejskiej żadna z zawieranych przez państwo polskie umów międzynarodowych nie wywoływała tak silnych społecznych emocji. Niewątpliwie przyczynił się do ich wywołania sam Donald Tusk prezentując w mediach arogancką postawę tuż przed podpisaniem traktatu i zapowiadając nieliczenie się z organizującymi się właśnie protestami. Skala manifestacji przeciw ACTA zmusiła go do publicznego przyznania trzy tygodnie później, że w tej sprawie nie miał racji.

Dlaczego ACTA wzbudza tak silne emocje i o co w tym traktacie chodzi?Projekt traktatu powstał z inspiracji Departamentu Handlu USA przy silnym lobbingu koncernów medialnych. Główne postanowienia traktatu nakładają na sygnatariuszy zobowiązania do ścigania producentów podrabianych towarów i naruszeń własności intelektualnej. Co do zasady w większości Polacy zgadzają się, że artystom, konstruktorom i twórcom własności intelektualnej należy się ochrona ich praw adekwatnych do sposobu rozpowszechniania ich dzieł, równocześnie jednak wielu z nich wskazuje, że dostęp do dóbr kultury jest niewspółmiernie drogi w odniesieniu do siły nabywczej ich zarobków.

Pracuję zawodowo w zakresie informatyki, a więc ochrona praw własności intelektualnej jest przeze mnie analizowana na codzień w podejmowanych działaniach zawodowych. W ostatnich tygodniach rozmawiając na temat ACTA słyszałem od moich rozmówców sugestię,że z powodu wykonywanego zawodu powinienem popierać wprowadzenie ACTA. Jak zatem ma się ACTA do polskiej rzeczywistości w zakresie przestrzegania praw własności intelektualnej?

Należy podkreślić, że od wielu lat w Polsce istnieją regulacje prawne dotyczące wykorzystywania własności intelektualnej, głównie w odniesieniu do programów komputerowych oraz utworów w zakresie muzyki i kinematografii. Nie jest to bynajmniej martwe prawo: na terenie Polski działa stowarzyszenie BSA (Business Software Alliance), reprezentujące producentów oprogramowania, zaś jednym z elementów kontroli podmiotów gospodarczych przez urzędy skarbowe jest weryfikacja posiadania licencji na programy komputerowe wykorzystywane przy przetwarzaniu dokumentów księgowych. Z mojego doświadczenia zawodowego wynika, że użytkowanie nielegalnego oprogramowania w polskich firmach jest raczej marginalną praktyką.W bardzo wielu przypadkach użytkownicy dóbr związanych z własnością intelektualną mają poważne problemy ze zrozumieniem zakresu praw udzielanych im przez producentów i twórców,wynikających ze skomplikowanego sposobu licencjonowania tych praw.

Dążenia przywoływanych w traktacie właścicieli praw własności intelektualnej prowadzą do ukształtowania całkowitej kontroli nad sposobem korzystania z treści objętych prawami autorskimi i patentowymi przez użytkownika, nawet w takim zakresie w jakim narusza to jego uzasadnione prawa do dysponowania opłaconym przez użytkownika egzemplarzem utworu poprzez np. prawo do sporządzania kopii bezpieczeństwa nośnika danych.

Rozsądnie ukształtowane prawo w zakresie ochrony własności intelektualnej powinno zapewniać równowagę pomiędzy uprawnieniami twórców i producentów z jednej strony, zaś użytkowników dóbr intelektualnych z drugiej. ACTA w sposób drastyczny przesuwa tę równowagę w kierunku wszechwładzy amerykańskich i międzynarodowych koncernów medialnych, gdyż to one lobbowały na rzecz traktatu.

Współczesne międzynarodowe korporacje stały się rzeczywistymi władcami świata, uzależniając od swoich wpływów rządy wielu państw, które sprawują nominalną władzę. Tekst ACTA jest dokumentem stwarzającym pole do niejednoznacznych interpretacji, w ostateczności rozstrzyganych prawem silniejszego, czyli korporacji żądających umocnienia swojej pozycji rynkowej. Zawarte w nim rozwiązania prawne są w wielu przypadkach wyrazem amerykańskiej  logiki stanowienia porządku znanej w postaci zasady: „najpierw strzelaj, potem pytaj”. Wyrazem tej zasady jest zapis mówiący o możliwości zastosowania środków tymczasowych takich jak np.prewencyjna konfiskata towarów bez wysłuchania strony podejrzanej o dokonywanie naruszeń jak również inny przewidujący nakaz ujawniania przez dostawców usług internetowych danych użytkowników podejrzewanych o naruszanie praw własności intelektualnej, jeżeli zostało sformułowane względem niego roszczenie. Szczególnie niejasne są zapisy traktatu dotyczące współpracy międzynarodowej przy wykonywaniu traktatu, co wobec ponadterytorialnego charakteru internetu stwarza potencjalnie okoliczności do stosowania prawodawstwa innych państw wobec obywateli polskich. Można sobie wyobrazić możliwość żądania przez Stany Zjednoczone ekstradycji obywatela polskiego w przypadku naruszenia praw własności intelektualnej w związku z serwerem zlokalizowanym na terenie USA.Przypominam zaś, że górna granica kar w prawodawstwie amerykańskim bywa ograniczana jedynie pomysłowością sędziów. Nawet jeżeli jest to abstrakcyjny scenariusz, to tajny charakter negocjacji przed podpisaniem traktatu każe zadawać pytania nawet z pozoru absurdalne.

Amerykańskie koncerny przez lata wypracowały praktykę niszczenia swoich przeciwników poprzez wojny patentowe, wykorzystując w tym celu mechanizm patentowania wszystkiego, co da się opatentować, aby następnie stosować je jako oręż w walce rynkowej. Wśród opatentowanych rozwiązań można znaleźć zarówno oryginalne koncepcje techniczne, jak i patenty dotyczące rozwiązań trywialnych, których jedynym celem jest utrudnienie życia konkurencji. W USA działają firmy, nazywane popularnie „trollami patentowymi”, prowadzące nieznaną w Europie działalność polegającą na wykupywaniu patentów jedynie w celu wytaczania procesów sądowych firmom, które zostały zidentyfikowane jako wykorzystujące rozwiązania objęte patentem. „Troll patentowy”nie prowadzi jednocześnie żadnej działalności wykorzystującej posiadane patenty: to firma, która zarabia na wytaczaniu procesów sądowych innym. Sądzę, że ACTA może być narzędziem do przeszczepienia tej praktyki na grunt europejski. Ubocznym efektem wejścia w życie ACTA może być wzrost kosztów działania wielu polskich firm (głównie tych najbardziej innowacyjnych i dobrze dających sobie radę na rynku), wynikający z konieczności tworzenia rezerw finansowych na przewidywane spory patentowe.

Rząd Donalda Tuska podpisał traktat prowadzący Polskę w kierunku wizji Orwella, która przed laty kojarzyła się z ówczesnym totalizmem komunistycznym. Liberałowie, którzy dwa lata temu podwyższyli stawki podatku VAT, głosząc przed objęciem władzy program zmniejszenia podatków, teraz wprowadzą cenzurę internetu -w imię wolności oczywiście. Wejście w życie traktatu będzie niewątpliwym sukcesem amerykańskiej polityki zagranicznej,broniącej się przed utratą globalnego prymatu gospodarczego na rzecz Chin. Wiele koncernów, dla których ACTA stanowi narzędzie pomnażania zysków, równocześnie bez skrupułów eksploatuje rzesze pracowników w krajach Trzeciego Świata w niewolniczych warunkach pracy i płacy.

Donald Tusk w żenujący sposób wyskoczył przed szereg, co kilka dni później ujawniło się na tle decyzji Niemiec o niepodpisywaniu traktatu. Niezależnie od tego jaki ciąg dalszy będzie miała sprawa ACTA, okoliczności w jakich doszło do podpisania traktatu wymagają ujawnienia. Polacy mają prawo wiedzieć, czy decyzja o podpisaniu ACTA jest po prostu kolejnym przykładem niekompetencji rządu i niezrozumienia istoty traktatu czy też jest wyrazem niesamodzielności polskiej polityki, co w rozważanym przypadku wydaje się aż nazbyt widoczne.

P.S. Powyższy artykuł ukazał się lutowym numerze „Aspektu Polskiego”.

30 lat po stanie wojennym

13 grudnia 1981 roku miałem 18 lat i przygotowywałem się do matury w ostatniej klasie licealnej. 15 grudnia uczestniczyłem w demonstracji pod Uniwersytetem Łódzkim przeciwko pacyfikacji uczelni, później uczestniczyłem w kolportażu niezależnych wydawnictw, działaniach samorządu studenckiego Politechniki Łódzkiej i wreszcie w „drugim”, podziemnym Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Bez wątpienia czas stanu wojennego był jednym z najważniejszych wydarzeń kształtujących moje widzenie świata.
Dzisiaj, 30 lat później, dzięki publikowanym przez Instytut Pamięci Narodowej dokumentom wiadomo, że stan wojenny nie był „wyborem mniejszego zła”, ale przede wszystkim kolejnym etapem zbrodniczej historii komunizmu w Polsce rozpoczętym w 1944 roku. Konsekwencję w mordowaniu przeciwników politycznych, a niejednokrotnie po prostu niezaangażowanych w polityczne działania uczciwych Polaków, komunistyczny reżim pokazywał aż do samego końca. Nazwiska niektórych z ofiar jak ksiądz Jerzy Popiełuszko czy Grzegorz Przemyk, są powszechnie znane, inne pozostają w zapomnieniu. O zbrodniczym charakterze komunistycznego systemu świadczy fakt, że jeszcze w lipcu 1989 roku (w miesiąc po czerwcowych wyborach) w niewyjaśnionych okolicznościach został zamordowany ksiądz Sylwester Zych, wspierający niepodległościową opozycję.
Cieszy fakt, że odbywające się dzisiaj w wielu miastach w Polsce marsze antykomunistyczne, są inicjowane przez ludzi, którzy w ogromnej większości urodzili się po stanie wojennym. Układ „Okrągłego Stołu” zawarty pomiędzy komunistami i korowskim establishmentem zablokował możliwość ukarania winnych wprowadzenia stanu wojennego oraz sprawców przestępstw popełnionych w okresie komunizmu. 30 lat od stanu wojennego nadal domagamy się ukarania żyjących jeszcze sprawców zbrodni komunistycznych oraz składamy hołd ludziom, którzy w walce z komunizmem oddali życie, zostali zmuszeni do udania się na emigrację zaś wielu innym zniszczono możliwość rozwoju zawodowego i życie rodzinne. Byli komunistyczni dygnitarze oraz pracownicy organów bezpieczeństwa PRL w większości korzystają z wysokich emerytur lub prowadzą życie szanowanych biznesmenów, w większości w złodziejski sposób uwłaszczonych na majątku narodowym. Niedokonanie dekomunizacji w Polsce kładzie się złowrogim cieniem na współczesnym życiu politycznym. Czy w kraju, który ma za sobą rzetelny obrachunek z komunizmem, możliwe byłoby, aby wicemarszałkiem Sejmu wybrano osobę, której syn publicznie lżył pamięć ofiar Katynia? Liczny udział młodych ludzi w odbywających się od kilku lat marszach w rocznicę stanu wojennego dowodzi sprzeciwu wobec tego stanu rzeczy. Stan wojenny pozostaje nadal niezamkniętym rozdziałem w historii Polski.
Marsz antykomunistyczny to możliwość publicznego zaświadczenia o tym, że naród polski ma prawo decydować o swoim losie samodzielnie i pamięta o ludziach, którym za domaganie się tego prawa przyszło zapłacić najwyższą cenę. Poprzednie pokolenia Polaków zmagały się z dyktatem moskiewskim, dzisiaj sprzeciwiamy się, aby o ważnych dla Polski sprawach decydowano w Brukseli, w Berlinie czy na Wall Street.
Chociaż w Polsce nie stacjonują już wojska sowieckie, polska niepodległość nadal pozostaje niedopełnionym zadaniem.