Od dłuższego czasu śledzę doniesienia dotyczące zmian w Wojsku Polskim, które ma zostać uzawodowione i w niedalekiej przyszłości ma składać się wyłącznie z żołnierzy kontraktowych. W pierwszych dniach grudnia bieżącego roku odbył się ostatni pobór do wojska – od tej pory żołnierze będą zgłaszać się do wojska jak do każdego innego miejsca pracy. Równocześnie ze szkół wycofywany jest przedmiot „Przysposobienie obronne” i zastępowany nowym przedmiotem „Edukacja dla bezpieczeństwa”, w którym zagadnienia z zakresu wyszkolenia wojskowego będą potraktowane jako drobny fragment na równi z nauką pierwszej pomocy ofiarom wypadków drogowych.
Kiedyś po studiach zaliczyłem 5-miesięczny okres służby wojskowej (zresztą w ciekawym okresie, bo jesienią 1989 roku), a dziś przyglądam się tej tematyce jako ojciec dwóch synów, którzy według dotychczasowych reguł we właściwym czasie staliby się poborowymi. Z tego zainteresowania o całkowicie prywatnej motywacji wynika jednak szereg ogólnych wniosków, o których napiszę poniżej.
W okresie PRL wojsko było instytucją zideologizowaną, pozostającą w służbie systemu sowieckiego, a jednocześnie stanowiące poważne obciążenie dla gospodarki, niewydolnej i bez obciążeń związanych ze zbrojeniami. Młodszym czytelnikom trzeba przypomnień, że jednym z istotnych czynników rozpadu Związku Sowieckiego była ekonomiczna przegrana wyścigu zbrojeń z USA. Z obu tych powodów po upadku PRL nakłady na obronność większość klasy politycznej postrzega jako nieracjonalne obciążenie gospodarki.
Jednocześnie szerzące się lewackie widzenie świata (pacyfistyczne i posthippisowskie) skłania wielu młodych ludzi do uznania, że każda postać służby wojskowej jest zbędną stratą czasu w życiowej perspektywie.
Wspomniane refleksje co do celowości lub niecelowości służby wojskowej w życiu młodego człowieka warto skonfrontować ze współczesną doktryną wykorzystania polskiego wojska. Przystępując do pisania tego tekstu miałem świadomość wyraźnego dysonansu dotyczącego spójności obrazu polskiej armii. Z nieoczekiwaną pomocą przyszedł mi program Bronisława Wildsteina, przez przypadkową zbieżność w czasie dziś wieczorem poświęcony przemianom w polskim wojsku. W trakcie programu wśród wypowiedzi można było w mniej lub bardziej jawny sposób usłyszeć opinię, że współczesne państwo polskie nie jest w stanie obronić swojego terytorium.
Polacy na przestrzeni dziejów wielokrotnie w dramatyczny sposób doświadczali skutków trudnego położenia geograficznego Polski pomiędzy Niemcami a Rosją, skutków militarnej przewagi sąsiadów, a zwłaszcza porozumiewania się obydwu sąsiednich państw przeciw Polsce. Szczególnie ciężkimi doświadczeniami w XX wieku stały się wojna z bolszewikami w 1920 roku a później kampania wrześniowa. Pomimo ogromnej przewagi militarnej przeciwników w tych wojnach, nie mieliśmy sytuacji, w której doktryna wykorzystania armii zakłada z góry niemożność obrony niepodległości. Wartość niepodległości była w okresie II RP wspierana wysiłkiem społecznym – wystarczy wspomnieć społeczne zbiorki pieniędzy na sfinansowanie budowy okrętów podwodnych „Orzeł” i „Sęp”. Częste jest odwoływania się do tradycji Polski przedwojennej w poszukiwaniu lepszych standardów polityki, myślenia o państwie i Narodzie, a więc i w tym przypadku warto spojrzeć wstecz.
Bulwersujące jest, że współczesna koncepcja przebudowy armii zdaje się być oparta na założeniu o braku możliwości obrony suwerenności. Co więcej, takie założenie dobrze współgra z działaniami większości polityków, którym nie chce się bronić suwerenności Polski w wymiarze politycznym i gospodarczym.
Jeżeli uznamy takie założenia za prawdziwe, to i koncepcja profesjonalizacji armii uzyska spójność. Jej efektem stanie się przekształcenie Wojska Polskiego w coś w rodzaju wymienionej w tytule Legii Cudzoziemskiej – armii dobrze nadającej się do realizacji rozmaitych ekspedycji o charakterze wojen kolonialnych, ale niezdolnej do obrony własnej Ojczyzny. Doświadczenia z wojen w Iraku i Afganistanie potwierdzają taką właśnie tezę.
Oczywiście, współczesny sprzęt bojowy (samoloty, czołgi,..) z racji wysokiego stopnia złożoności wymaga obsługi przez wysoko kwalifikowanych specjalistów, a więc żołnierzy zawodowych. Kadra żołnierzy zawodowych wystarczy do udziału w konfliktach poza granicami kraju, jakkolwiek by oceniać ich sens polityczny, moralny i inny. Jednak rezygnacja ze szkolenia poborowych (a więc późniejszych rezerwistów mobilizowanych w chwili zagrożenia kraju) pozbawia Polskę nawet potencjalnej możliwości obrony własnych granic. Żyjemy w takim położeniu geopolitycznym, że rezygnacja z powszechnego przygotowania wojskowego obywateli jest brakiem odpowiedzialności za własny Naród i państwo. W razie zmiany sytuacji politycznej tego braku nie da się w krótkim czasie odrobić.
Siły polityczne będące dziś u władzy nie chcą dziś wesprzeć żadnego z podstawowych priorytetów politycznych Polski: zahamowania katastrofy demograficznej poprzez rzeczywistą politykę prorodzinną oraz zachowania suwerenności w wymiarze politycznym i gospodarczym poprzez odrzucenie pomysłów budowy europejskiego superpaństwa. W ten ciąg myślowy wpisuje się koncepcja przebudowy polskiej armii, będąca faktycznie przekształceniem jej w armię kolonialną.
Jeżeli Polska ma być niepodległa w przyszłości, te trendy myślowe nie mogą być kontynuowane.
> W okresie PRL wojsko było instytucją zideologizowaną,Dziś nie jest? Kapelani, krzyże na każdym kroku, uczestnictwo wojska w uroczystościach katolickich itd. jest tak samo więc zideologizowane jak kiedyś, tylko w innych barwach.> Bulwersujące jest, że współczesna koncepcja przebudowy armii zdaje się być oparta na założeniu o braku możliwości obrony suwerenności. A to niby dlaczego?> Jej efektem stanie się przekształcenie Wojska Polskiego w coś w rodzaju wymienionej w tytule Legii Cudzoziemskiej – armii dobrze nadającej się do realizacji rozmaitych ekspedycji o charakterze wojen kolonialnych, ale niezdolnej do obrony własnej Ojczyzny. Czy wojsko z poboru będzie zdolne bronić kogokolwiek? Czy żołnierz, który niest niewyszkolony, niewyposażony i jak niewolnik zmuszony do walki – obroni kraj? Ta obrona będzie wyglądała jak w 1939r. czyli będzie co najwyżej parudniowym przesunięciem klęski.> Jednak rezygnacja ze szkolenia poborowych (a więc późniejszych rezerwistów mobilizowanych w chwili zagrożenia kraju) pozbawia Polskę nawet potencjalnej możliwości obrony własnych granic.Poborowy nie przedstawia żadnej wartości bojowej. Jest mięsem rzuconym na rozszarpanie dla wroga. Pobór to czyste niewolnictwo. Za co miałbym bronić Polski? Za to, że robi ze mnie niewolnika, walczącego o utrzymanie czyjegoś politycznego stanowiska?Dlaczego armia z poboru jest niewiele warta i dlaczego należy wprowadzić armię zawodową, przedstawiłem tu:http://krytyczniej.blog.onet.pl/
Bądźmy konsekwentni. Albo armia jest w stanie obronić nasze terytorium albo nie. Jeśli nie, to nie jest nam potrzebna. Wydawanie pieniędzy na armię zawodową jest bez sensu. Armia zawodowa świetnie nadaje się do napadania znienacka, ale nie jest w stanie bronić terytorium, bo jest po prostu za mała. Ponieważ nasza doktryna obronna nie zakłada zdradzieckich napadów na inne kraje, armia zawodowa nie jest nam do niczego potrzebna.
> Armia zawodowa świetnie nadaje się do napadania znienacka, ale nie jest w stanie bronić terytorium, bo jest po prostu za mała.Zakładasz chyba jedynie radziecką czy średniowieczną taktykę walki – walić przed siebie, nie ważne kosztem ilu istnień. Armia wcale nie musi być duża. Nawet wspomniana tu Legia Cudzoziemska dość dobrze sprawowała się w walkach obronnych – czy to na terenie Afryki, czy w Europie. > Ponieważ nasza doktryna obronna nie zakłada zdradzieckich napadów na inne kraje, armia zawodowa nie jest nam do niczego potrzebna.Więc pozostaje likwidacja armii? Armia poborowych to armia tarcz strzelniczych, maszyna do zabijania własnych obywateli, nie dająca prawie żadnego oporu.
Nie wiem czy uważnie przeczytałeś blog pana Waliszewskiego. Gdybyś to uczynił, to wiedziałbyś, że tematem lekcji jest nie armia, ale polityka obronna. Gdy nie ma takiej polityki, ani nawet koncepcji takiej polityki, jeśli nie istnieje własny przemysł zbrojeniowy, jeśli nie ma zapasów strategicznych, to co nam da armia zawodowa, która będzie co najwyżej bronić swoich koszar, a i to nie za długo.
> Gdybyś to uczynił, to wiedziałbyś, że tematem lekcji jest nie armia, ale polityka obronna. Co to za różnica? Armia jest skutkiem polityki obronnej.Autor przede wszystkim potępia zlikwidowanie poboru. Jako, że jest socjalistą, polityka jaką sugeruje – w tym polityka obrony, będzie opierała się na narodowo-socjalistycznych ideach i celach – tu armii, które z obroną rzeczywistą mają niewiele wspólnego.
> Co to za różnica? Armia jest skutkiem polityki obronnej.> Autor przede wszystkim potępia zlikwidowanie poboru. Jako,> że jest socjalistą, polityka jaką sugeruje – w tym> polityka obrony, będzie opierała się na> narodowo-socjalistycznych ideach i celach – tu armii,> które z obroną rzeczywistą mają niewiele wspólnego.Armia jest skutkiem polityki obronnej, a ty pośrednim czy bezpośrednim efektem studiów politologicznych. Mieszasz pojęcia. Więc cię wyprostuję. Naziści to byli Niemcy. Socjaliści to byli głupcy. Narodowcy nie mają nic wspólnego ani z jednymi ani z drugimi, ani z tematem tego blogu. Część.
> Naziści to byli Niemcy. Co to ma do tematu?> Socjaliści to byli głupcy. Narodowcy nie mają nic wspólnego ani z jednymi ani z drugimi, ani z tematem tego blogu. Przecież LPR jest partią socjalistyczną! Idea armii z poboru jest ideą socjalistyczną!