Od pewnego czasu media żywo komentują informacje o tym, że Rosja wyciąga z rezerw mające kilkadziesiąt lat czołgi T-54 oraz T-55. Większość komentarzy jest utrzymanych w tonie radosnym i prześmiewczym, bowiem przyzwyczailiśmy się tego, że w walkach na froncie rosyjsko-ukraińskim biorą udział pojazdy wojskowe, o których możemy sądzić, że należą raczej do współczesnej techniki militarnej. Warto zastanowić się jakie są mechanizmy utrzymywania rezerw tak sędziwego uzbrojenia.
W czasach „zimnej wojny” Związek Sowiecki wraz z podporządkowanymi sobie państwami Układu Warszawskiego dysponował ogromnym potencjałem militarnym, szczególności w zakresie broni pancernej. Doświadczenia II wojny światowej, a w szczególności zmagania niemiecko-sowieckie na froncie wschodnim dowiodły, że armia dysponująca gorszym technicznie uzbrojeniem, ale posiadająca je w dużej ilości (wraz z odpowiednią liczbą żołnierzy) może pokonać armię lepiej wyposażoną technicznie, ale dysponującą mniejszymi zasobami. W kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej historycy wojskowości dość zgodnie twierdzą, że niemiecka technika wojskowa, zarówno w zakresie broni pancernej jak i w mniejszym stopniu broni lotniczej, górowała nad techniką sowiecką jak i aliantów zachodnich. I tak – niemieckie czołgi Tygrys górowały nad sowieckimi T-34 i amerykańskimi Shermanami, podobnie to Niemcy jako pierwsi wprowadzili do walki samoloty wojskowe z napędem odrzutowym. Ale to Sowieci mimo dużych strat zatrzymali niemiecką ofensywę pancerną w bitwie na Łuku Kurskim, bo czołgów T-34 było więcej niż Tygrysów, a alianckie naloty bombowe dewastowały zachodnią część Niemiec, bo alianci byli w stanie wyprodukować więcej samolotów niż Niemcy. W maju 1945 roku na ruinach Berlina powiewały czerwone flagi, gdyż to Sowieci zdołali zalać front wschodni masą sprzętu wojskowego (gorszej jakości niż niemiecki) i masą żołnierzy, których życia nikt nie myślał oszczędzać. Skuteczność takiej metody prowadzenia wojny skłoniła kolejnych przywódców sowieckich do utrzymywania po II wojnie światowej ogromnych sił pancernych, które dawały im szansę na rozstrzygnięcie ewentualnej wojny na swoją korzyść tak długo, jak długo obydwa bloki wojskowe (NATO i Układ Warszawski) posługiwały się bronią konwencjonalną. Po upadku Związku Sowieckiego państwo rosyjskie odziedziczyło zasoby militarne, które z czasem przybrały postać zakonserwowanych składów uzbrojenia, w tym czołgów, których w aktualnej sytuacji politycznej nie utrzymywano już w linii zarówno dlatego, że stawały się przestarzałe jak i ich utrzymanie było ekonomicznie nieuzasadnione.
Czy jednak postsowieckie skanseny pancerne są czymś unikalnym w skali świata? W tej postaci w jakiej występują, czyli rezerwy kilkunastu tysięcy czołgów starszych typów – z pewnością tak. Natomiast po drugiej stronie oceanu (wszystko jedno czy mówimy o Atlantyku czy Pacyfiku) podobne skanseny sprzętu wojskowego posiadają również Stany Zjednoczone. W przypadku Stanów Zjednoczonych najważniejszym rodzajem sił zbrojnych jest lotnictwo, odgrywające w amerykańskiej doktrynie wojskowej podobną rolę jak broń pancerna w doktrynie sowieckiej. Z podobnych powodów, dla których w Rosji istnieją bazy zakonserwowanych czołgów, w Stanach Zjednoczonych istnieje baza wycofanych z użytku samolotów wojskowych i cywilnych w okolicach Tucson w stanie Arizona. Znajduje się tam kilka tysięcy samolotów, z których przynajmniej część jest utrzymywana w stanie, w którym potencjalnie mogłyby być przywrócone do użytkowania.
Czemu więc obydwa państwa rywalizujące ze sobą w okresie „zimnej wojny” przechowują rezerwy przestarzałego uzbrojenia, którego przywracanie do działania może budzić rechot publiczności? Przytoczone poprzednio doświadczenia z okresu II wojny światowej pokazują, że zwycięzcą konfliktu zbrojnego zostaje niekoniecznie ta strona, która ma nowocześniejsze uzbrojenie, ale ta której zasoby wystarczą do końca konfliktu po tym, kiedy najważniejsze i najnowocześniejsze środki walki ulegną zniszczeniu.
W konkretnym przypadku wojny rosyjsko-ukraińskiej nie wiemy jak długo państwa NATO będą gotowe finansować armię ukraińską. Jeżeli dzisiaj czytamy, że Ukraina „kupuje” takie czy inne uzbrojenie to należy pamiętać, że miała ona reputację państwa ekonomicznie upadłego na długo przed rozpoczęciem tej wojny. Tak więc z pewnością istnieje granica finansowania armii ukraińskiej przez państwa zachodnie (w tym Polskę), poza którą obie walczące strony będą dysponowały tylko własnym potencjałem bojowym. W tej kalkulacji będzie liczyć się, ile pojazdów bojowych zostanie każdej ze stron. Wrogi czołg sprzed kilkudziesięciu lat pozostaje śmiertelnie niebezpieczny dla tej strony, której własnych czołgów lub amunicji zabraknie. Warto o tym pamiętać, kiedy czytamy prześmiewcze komentarze o pojawianie się w tej wojnie sprzętu bojowego, który lata chwały ma już dawno za sobą.
Jan Waliszewski
marzec 2023
Tekst ukazał się pierwotnie w kwietniowym numerze „Chrobrego Szlaku”